02 grudnia 2013

-12- Invitation

                                           WAŻNA NOTKA POD ROZDZIAŁEM    

  Wczorajsze popołudnie strasznie szybko minęło. Kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi domu, odetchnęłam z ogromna ulgą. Kiedy Justin stanął przed moim domem, czułam jak jego wzrok przeszywa każda część mnie. Wiedziałam, że chciał coś powiedzieć ale zamiast tego kpiąco się uśmiechał nie wiem dlaczego. Nie mogłam wyrzucić z głowy jego słów, które w kółko się odtwarzany na nowo. "Wymiękasz Carly?". Te brązowe oczy, które patrzyły intensywnie w moja stronę, irytujący uśmiech widniejący na jego nieskazitelnej twarz. Ugh, muszę przestać o tym myśleć - wyrwałam się z rozmyśleń i odwróciłam wzrok od zaparowanej szyby. Przede mną stała nauczycielka, wlepiająca mnie swój srogi wzrok. Krótkie, natapirowane włosy i wykręcony kosmyk na czubku jej wielkiej głowy. Makijaż, a raczej jego brak, świadczył tylko o jej wieku, zmarszczki na wysokim czole i lekko obwisły skóra. Stare okulary zwisały z jej szyi na drobnym czarnym sznureczku, spoczywające na jej sporym biuście, odkrytym brązowa tkaniną koszuli.
      - Czy panienka uważa na mojej lekcji? - zapytała nie przystając świdrować mnie wzrokiem.
      - Tak, przepraszam - uśmiechnęłam się przepraszająco, podciągając się w górę na niewygodnym, drewnianym krzesełku. Nauczycielka skinęła głowa i oddaliła się od miejsca, w którym siedziałam razem z Brooklyn i założyła swoje okulary na nos kontynuując dzisiejsza lekcje. 
      - Wszystko okay? - usłyszałam głos swojej przyjaciółki z prawej strony. 
      - Tak, tak - przytaknęłam - jest okay - mruknęłam ciszej. 
      - To czym się tak martwisz? - mimo, że czułam na sobie jej przeszywające spojrzenie, nie odwróciłam wzroku od tablicy. - Ziemia do Carly - machnęła mi ręka przed oczami. 
     Musiałam się jej w jakiś sposób o to zapytać, w końcu do wieczora nie zostało dużo czasu. Uśmiechnęłam się i odwróciłam powoli w jej stronę. 
      - Masz ochotę iść dziś na imprezę? - zapytałam niepewnie, bez ogródek. Jej oczy rozszerzyły się do wielkości piłek od ping ponga, a  idealne różowe usta, delikatnie muśnięcie arbuzowym błyszczykiem lekko się rozchyliły w zdziwieniu. 
       - Nie wierze, Carly Johnson proponuje mi wyjście na imprezę? - Zanim jednak jej trochę wysoki głos rozbrzmiał po całej sali, zakryłam jej usta ręka i posłałam karcące spojrzenie. 
       - Może jeszcze głośniej? - zapytałam sarkastycznie: 
       - Ale ty tak serio? - zrzuciła moja dłoń ze swoich ust. 
       - Tak - skinęłam głowa, obserwując nauczycielkę aby upewnić się, że nie zwraca na nas uwagi. 
        - Nie obraź się ale kto Cie do diabła zaprosił na jakąkolwiek imprezę? - Zaśmiała się szeptem - Ty i imprezy to... - kiedy tyko posłałam jej kolejne mordercze spojrzenie zamilkła, uśmiechając się pod nosem. 
        - Dostałam zaproszenie i niestety w grę nie wchodzi odmowa - Powiedziałam uśmiechając się delikatnie na wspomnienie wczorajszego wieczora. 

     - To co? - Zapytał Justin, ubiegając swoją dżinsową kurtkę. Aż się zdziwiłam, że nie jest mu zimno w niej o tej porze roku - Idziemy? - Był dziś zadziwiająco uprzejmy, stanął przy drzwiach i szarpiąc za klamkę otworzył je przede mną. 
     - Jasne - Uśmiechnęłam się opuszczając posesje. 
       Przez dłuższa chwile żadne z nas nie odezwało się nawet słowem, pewnie dlatego, że nie wiedzieliśmy o czym możemy rozmawiać. Ale hej, to on chciał mnie odprowadzić, nie ja jego. 
      Pogoda na dworze nie zmieniała się, chyba, że na gorsze. Temperatura malała, a wiatr wiał z co raz większa siła, przedmuchując ciemne chmury nad naszymi głowami w tę i z powrotem. Niewielkie kałuże na chodniku, powoli zaczynały zamarzać przez noc dzięki niskiej temperaturze. 
     - Przepraszam za wczoraj - głęboki i lekko ochrypnięty głos bruneta przerwał niezręczna ciszę. 
      - Nic się nie stało, nie musisz przepraszać za bycie miłym - Zaśmiałam się cicho, choć nie do końca wiedziałam jak zareaguje na moje słowa. 
      - Racja, tak czy inaczej przepraszam za wszystko - Również lekko zachichotał. Nie miałam pojęcia skąd pojawiła się nagle ta jego miła strona - Wiem, że nie zostanę tu jeszcze na długo ale nie chce abyśmy w kółko się kłócili - spuścił głowę, kopiąc kamyki, które znalazły się na jego drodze. 
      - Wiem, ja tez - odpowiedziałam cicho. 
      Przez większość drogi rozmawialiśmy o wszystkim i o niczym, nawet wytłumaczył mi czemu wylądował w River Gardens. Może jednak nie jest taki jak mówi Emily, może da się z nim zakolegować albo zaprzyjaźnić. 
     Gdy byliśmy już coraz bliżej mojej ulicy podbiegł do nas jakiś chłopak. Nie zajęło mi to dużo czasu żeby zauważyć, że to jeden z tych chłopaków, których widziałam wczoraj i kilka dni temu. 
      - Hej stary! - Nieznajomy potrząsnął swoimi włosami i w dziwny sposób przywitał się z Justinem.
       - Co tam? - Zapytał bruneta, którego imienia nawet nie znałam. 
        Spojrzał na mnie i uśmiechnął się chytrze - typowe. 
         - Kim jest twoja śliczna towarzyszka? - W tym momencie obydwoje spojrzeli na mnie, a ja schowałam moją twarz w szal, ponieważ czułam czułam, że moje policzki stawały się czerwone przez słowa, które właśnie usłyszałam.
         - Carly - Przedstawiłam się zanim Justin mógł zrobić to za mnie. Uśmiech chłopaka powiększył się. Muszę przyznać, że wygląda dobrze gdy się uśmiecha. 
        - Jestem Chaz -  Oboje unieśliśmy dłonie i potrząsnęliśmy nimi tak jak zawsze się to robi. Wynurzyłam głowę z szala i uśmiechnęłam się delikatnie w jego stronę. 
        Chaz jest na prawdę uroczym chłopakiem, nie wygląda na jakiegoś bad boy'a jak Justin. Jego roztrzepane brązowe włosy wyglądały po prostu słodko i pasowały do jego czekoladowych oczy, które przypominały oczy Justina, a wielki uśmiech zdobił jego twarz.
       Ten moment zepsuł Justin swoim zirytowanym odchrząknięciem. Oderwałam wzrok od Chaza i spojrzałam w jego kierunku. Brunet nie należał raczej do osób które lubią jak ignoruje się ich obecność, nawet przez kilka sekund. 
     - No więc Justin, - Chłopak przeniósł wzrok na Justina i kontynuował to co chciał powiedzieć - Jutro jest u mnie impreza więc może chciałbyś wpaść- Uśmiechnął się do nas, a w moją stronę puścił oczko. Ja i impreza? Ha ha, nie ma mowy. Nie mam zamiaru iść na imprezę, nie lubię tego typu rozrywek. Pijani ludzie, dziewczyny ubierające sukienki, które nawet nie zasłaniają połowy ich tyłków i tańczące na stole lub puszczające się dziwki, które myślą, że jeśli prześpią się z jakimś chłopakiem on z nią będzie. Nie ma mowy żebym była w pomieszczeniu z takimi osobami. Ale w końcu powiedział "chciałbyś wpaść", jakby w ogóle o mnie nie wspominają.
     Justin posłał mi swój znaczący uśmieszek. 
    - Może zechciałabyś ze mną pójść? - wtrącił brązowooki.
    - Nie Justin, nigdzie nie idę. - On poważnie myślał, że pójdę z nim na imprezę? Po pierwsze - nie znam go na tyle, żeby chodzić z nim na imprezy, po drugie - nie znam praktycznie nikogo w tym mieście, po trzecie - po prostu nie chce iść! 
    - No weź, Chaz organizuje najlepsze imprezy - Powiedział cały podekscytowany, przybijając piątkę z kumplem.
    - Justin ma racje. Moich imprez nie można po prostu ominąć. To będzie coś! - wywrócił oczami, a jego białe zęby, ukazały się w ogromnym uśmiechu - poznasz fajnych ludzi, a przede wszystkim będziesz mogła spędzić z nami czas i się trochę rozluźnisz - Obydwoje zachichotali. 
    - Ja na prawdę nie chcę iść - powiedziałam lekko zdenerwowana - Zresztą mam dużo ciekawych rzeczy do roboty. - Skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej. Po kilku sekundowym wywiercaniu dziur w moim ciele przez chłopaków odezwał się Justin.   
    - Wymiękasz Carly? - I w tym momencie moja pewność siebie wyszła z cienia. 
    - N-nie... - Nienawidzę się za to, że właśnie tym słowem zgodziłam się na tą idiotyczną imprezę.
Justin uśmiechnął się triumfalnie. - O której ta impreza?
    - O 20:00 pewnie się zacznie. - Odwzajemnił uśmiech. - A teraz przepraszam ale śpieszę się, do zobaczenia!- Posłał mi jeden ze swoich najszczerszych uśmiechów przez, który nogi mi miękły, a Justinowi przybił tą skomplikowaną piątkę, której chyba nigdy nie pojmę i ruszył przed siebie. 
    
   - Zaproszenie? Od kogo? - Zapytała dociekliwie Brooke.
   - Czy to ważne? Po prostu musisz ze mną iść, nie masz wyboru. - Wywróciłam oczami.
   - Tak, to ważne i nie, nie muszę iść. - Uśmiechnęła się chytrze. Ona nie da mi spokoju, muszę jej jakoś delikatnie powiedzieć, że znam się z Justinem i zaprosił mnie jego kolega.
   - Powiem Ci pod jednym warunkiem. - W jej oczach zabłysła ciekawość - jak zwykle.
   - No gadaj już! - Pośpieszyła mnie.
   - Okej! Tylko bądź cicho. - Jej ciekawość z każdą chwilą jeszcze bardziej wrastała ale to nie za bardzo mnie dziwi. Szczerze wątpię, że jest gotowa na taką dawkę informacji, w dodatku podczas lekcji.
   - Więc nie powiedziałam Ci czegoś ostatnio... - Teraz albo nigdy, muszę jej powiedzieć wszystko. Jest gadatliwa i w ogóle ale żadnego mojego sekretu nigdy nikomu nie wygadała więc to chyba dobry moment żeby jej wytłumaczyć wszystko po kolei.
   Nic nie mówiła, tylko pokazała ruchem dłoni żebym kontynuowała.
   - Ostatnio do River Gardens przyszedł... - Wzięłam głęboki wdech. - Justin Bieber.
   - JUSTIN BIEBER!? - Wykrzyczała na całą klasę, dosłownie. Miałam ochotę zapaść się pod ziemię. Zakryłam twarz dłońmi bo każdy z klasy patrzył właśnie na nas łącznie z nauczycielką, która prawdopodobnie już wstawała ze swojego krzesła i podchodziła do naszej ławki by nas skarcić lecz nie widziałam jej przez dłonie.
   - Brooklyn Richards proszę do pierwszej ławki, natychmiast! - Jednak nie podeszła do nas, nadal siedziała przy biurku nauczyciela i wykrzyczała surowym głosem w naszą stronę.
  - Nie wymigasz mi się, wszystko mi powiesz po lekcji! - Powiedziała surowym szeptem gdy podnosiła tyłek z krzesła i zebrała swoje rzeczy z ławki.
  Nagle zadzwonił dzwonek dzięki czemu moja przyjaciółka, której w tym momencie nienawidzę, uśmiechnęła się triumfalnie bo nie musiała iść do ławki wyznaczonej przez nauczycielkę i siedzieć z kujonicą Debby. Podniosłam się z krzesełka, zebrałam wszystkie swoje rzeczy i wrzuciłam je do torebki. Przy ławce stała niecierpliwa Brooke, która tupała korkiem swojego buta w podłogę. Założyłam torbę na ramię i skierowałyśmy się w stronę wyjścia z klasy.
  - Tym razem Ci się udało młoda damo. - Nauczycielka zlustrowała Brooklyn, a ona tylko chytrze się do niej uśmiechnęła.
  - Do widzenia. - Grzecznie pożegnałam nauczycielkę i opuściłyśmy klasę.
  Nagle brunetka stanęła zastawiając mi drogę. - Powiesz mi w końcu o co chodzi z Bieberem?!
  - Jesteś strasznie niecierpliwa. - Wywróciłam oczami wymijając ją i zbliżałam się do mojej szafki, lecz ona złapała mnie za ramię, nie dając za wygraną.
  - Wytłumacz mi to do cholery! Wiesz kim on jest?! - Cicho wykrzyczała.
  - Za to Ty na pewno wiesz! - Szarpnęłam swoim ramieniem i stanęłam pod moją szafką otwierając ją kodem.
  - Ugh, nie ważne po prostu wytłumacz mi wszystko po kolei. - Zamknęłam szafkę wyjmując z niej potrzebne książki i odwróciłam się twarzą do Brooke.
  - Chodź. - Skierowałam się w stronę kilku ławek na korytarzu, Bogu dzięki nikt nie siedział na żadnej. Gdy usiadłyśmy widziałam niepokój i oczywiście ciekawość w jej oczach.
   - Powiesz mi w końcu? - Przysięgam, że kiedyś wybije z głowy jej tą ciekawość.
   - No więc tak jak już Ci mówiłam, Justin Bieber przyszedł do River Gardens..
 Brooklyn cały czas uważnie słuchała, powiedziałam jej wszystko, nawet wytłumaczyłam jej sine nadgarstki, które drugą stroną już wróciły do naturalnego koloru, i to jak mnie przeprosił. Wydawała się zaszokowana i lekko przestraszona. Wiedziała czym się zajmuje Justin, jak każdy w tej okolicy, ale mimo wszystko chyba, nie spodziewała się takiego zachowania z jego strony. Zapewne gdybym to ja była na jej miejscu również bym nie uwierzyła. Przystojny i na pozór spokojny chłopak nie byłby zdolny do takiej bipolarności. 
   - Ale i tak nie jestem skłonna do rozmowy z nim przez to co robi. - Podsumowała moją wypowiedź.
   - Co robi? - Nie jest już dupkiem, przynajmniej tak mi się wydaje, więc o co może jej chodzić?
 Otworzyła buzie żeby coś powiedzieć ale trochę się zawahała przed odpowiedzią.
   - Nie ważne, po prostu uważaj na niego. - Spojrzała na mnie opiekuńczo - nic nie rozumiem.
   - Ale czemu? - Spytałam dociekliwie.
   - Po prostu Cię o to proszę. - Jej ton był prawie błagalny.
   - Um, okej.. - Nie chciałam drążyć tematu bo wiem, że i tak by mi nie powiedziała. Jest osobą, która zna każdą plotkę więc pewnie wie coś co nie jest prawdą.
   - To kiedy ta impreza? - Po chwili ciszy zapytała z wielkim uśmiechem na twarzy.
   - Jutro o 20:00. - Powiedziałam trochę niechętnie. Na prawdę nie za bardzo chcę iść na imprezę, w dodatku źle mi się kojarzą..
   - Wpadnę do Ciebie o 18:00! - Cała rozpromieniła. Tak jak ja, nie chodzi często na imprezy ale w przeciwieństwie do mnie ona je lubi. - A teraz wybacz mam angielski z panem Pettersonem. - Uśmiechnęła się od ucha do ucha i wywróciłam na mnie oczami. Pan Petterson jest jedynym przystojnym nauczycielem w tej szkole, a Brooke za nim po prostu szaleje, zawsze gdy o nim wspomina wygląda jak ta dziewczyna Emily z filmu "LOL",która szaleje za tamtym blondynem.
  - Ja muszę przemęczyć się ostatnią lekcję z panią Dinky. - Wstałam z ławki równo z brunetką.
  - Ty przynajmniej masz ostatnią lekcje.- Westchnęła gdy zadzwonił dzwonek. - Widzimy się jutro! - Pożegnała mnie buziakiem w policzek i ruszyła przed siebie w stronę klasy od angielskiego.
  Podążyłam w drugą stronę i chwile później stałam już pod salą od biologi. Niech ta lekcja minie szybko - błagam.

Po lekcjach jak codziennie jechałam do River Gardens. Jak zwykle przeszłam przez furtkę prowadząc mój rower obok siebie i idąc w stronę schowka na rowery, do którego mam własny kluczyk. Podeszłam do starych drewnianych drzwi i odkluczyłam je i musiałam mocno szarpnąć by się otworzyły. Wjechałam rowerem do małego drewnianego pomieszczenia i przymocowałam go do ścianki by nie upadł. 
   Ten schowek jest zrobiony miedzy innymi przeze mnie, farba trochę schodzi z drewnianych ścian, które się trochę rozpadają ale dodaje im to uroku. Pomimo wielu kartonów, pajęczyn i masy kurzu to pomieszczenie byłoby na prawdę ładne ale nikomu nie chce się go naprawiać. 
   Gdy widziałam, że rower stoi i raczej nic mu się nie stanie, opuściłam pomieszczenie zamykając je skrzypiącymi drzwiczkami. Poprawiłam torebkę na ramieniu i ruszyłam w stronę frontowych drzwi, z których wychodził jakiś mężczyzna, bądź chłopak ubrany w czarne rurki, czarne supry i szarą rozpiętą bluzę z podwiniętymi rękawami. Nie widziałam jego twarzy bo wielki karton, który niósł zasłaniał ją ale domyśliłam się, że to Justin, bo żaden mężczyzna w River Gardens nie ubrałby się tak, chyba że brunet przekonałby naszych staruszków do innego stylu w co bardzo wątpię. 
   - Hej Justin! - Bez zastanowienia zawołałam go zbliżając się do głównych schodów po których akurat schodził. Wychylił głowę z pod kartonu i wyglądał całkiem zabawnie więc nie mogłam powstrzymać chichotu.
   - Hej. - Przywitał się i postawił karton przed schodami wiec podeszłam w jego stronę.
   - Co to? - Wskazałam na karton skinieniem głowy.
   - Em, sam nie wiem, Betty kazała mi to wrzucić do kosza. - Podrapał się po głowie. - Więc Carly.. - Chytry uśmieszkiem wparował na jego twarz i już zdążyłam się domyślić o co mu chodzi.
   - Powiedziałam, że pójdę na tą idiotyczną imprezę już daj spokój. - Wywróciłam oczami i ruszyłam za Justinem w stronę śmietnika.
   - Wiedziałem, ze przekonam Cię moim niesamowitym urokiem osobistym - Zmarszczyłam brwi i parsknęłam śmiechem, czy ten chłopak nie ma za dużo pewności siebie?     - No a tak nie jest? - Spojrzał w moja stronę po wyrzuceniu kartonu, w którym było słychać tłuczone się szkło.
    - Czy wszyscy kolesie w Twoim wieku zachowują się tak jak ty? - Wypaliłam
    - Czyli jak? - Jego twarz trochę spoważniała ale mam nadzieje, że nie bierze wszystkiego co mówię na serio. Każdy wie, że moje poczucie humoru jet bardzo specyficzne i jeżeli lubicie żarty matematyczne lub inne słabe kawały - polecam się na przyszłość.
   - Mają w sobie tyle samouwielbienia? - Spróbowałam naśladować jego chytry uśmieszek. 
   - Do czego zmierzasz? - Drążył temat próbując powstrzymać uśmiech. 
   - Ugh, nic po prostu chodźmy. - Ruszyłam w stronę głównego wejścia i usłyszałam kroki Justina za mną. 
Gdy już wchodziliśmy po schodach Justin wyprzedził mnie i otworzył drzwi przede mną.
   - Panie przodem. - Zachichotałam, bo kiepsko wychodzi mu bycie dżentelmenem.
   - Dziękuję. - Powiedziałam do niego z wielkim uśmiechem na twarzy i weszłam do wielkiego domu.
   - Będę w kuchni. - Uśmiechnął się i puścił mi oczko. Czy on mnie podrywa? Nie, nie, nie, pewnie mi się wydaje. Znając życie ma jakąś ładną dziewczynę więc po co by mnie podrywał? Zresztą, puszczenie oczka nic nie znaczy...Tak samo jak odprowadzenie do domu...
   Ruszyłam korytarzem do szatni i od razu w oczy rzuciła mi się jeansowa kurtka Justina. Zdjęłam mój płaszczyk i odwiesiłam go na wieszak obok kurtki chłopaka i podeszłam do lustra, przy którym poprawiłam włosy. Po kilku próbach zrobienia ładnego koka na czubku głowy w końcu wyszedł mi ten prawie idealny z drobnymi zakręconymi kosmykami moich brązowych włosów z przodu, wyglądałam nawet ok. Szybko musnęłam błyszczykiem moje usta, po czym wrzuciłam go z powrotem do torebki i opuściłam pomieszczenie ostatni raz przeglądając się w małym lustrze.
   Gdy weszłam przez obrotowe drzwi zauważyłam czerwony fartuszek kuchenny, który leżał na blacie co oznacza, że dzisiaj będę musiała pomagać w kuchni. Spojrzałam na Betty czytającą przepisy w swoim starym poniszczonym notatniku. No tak dzisiaj pierwszy piątek miesiąca.
   W River Gardens mamy taką małą tradycje. Zawsze w pierwsze i ostatnie piątki miesiąca pieczemy ciasteczka z czekoladą. Od kiedy pamiętam Betty zawsze uwielbiała piec ciasteczka, ciasta, torty, po prostu wszystko co się dało. Te ciasteczka to akurat mój faworyt więc często też robię je sama w domu.
   Kątem oka zauważyłam Justina wyciągającego z małego kartonu czekolady mleczne, których użyjemy do pieczenia. Założyłam na siebie fartuszek ale jak zwykle miałam problem z zawiązaniem go z tyłu, najwidoczniej chłopak to zobaczył, ponieważ bez słowa podszedł i bez problemu szybko związał dwa sznureczki ze sobą, tworząc koślawą kokardę.
   - Dziękuję. - Podziękowałam lekko speszona. Uśmiechnął się i odwrócił do Betty.
   - Coś jeszcze mogę zrobić? - Spytał grzecznie Justin.
   - Wyciągnij z pierwszej szafki na lewo proszek do pieczenia. - Nie odwracając wzroku od przepisu wskazała palcem na szafkę. Brunet skinął głową i podszedł w stronę szafki.
   - No to bierzemy się za pieczenie? - Zapytałam zadowolona gdy wszystkie składniki były już rozstawione na blacie.
   - Chwilka tylko sprawdzę czy wszystko jest - Odłożyła poniszczony, zielony zeszycik na półkę z resztą książek kuchennych i podeszła do nas w swoim różowym fartuszku i wielkim uśmiechem na twarzy. - Mleko, czekolada, orzechy włoskie, mąka, masło, jajka, proszek do pieczenia.. - Wymruczała pod nosem patrząc na ilość składników. - No to do roboty! - Klapnęła w dłonie i sięgnęła masło otwierając je. - Justin podaj mi mikser, proszę. - Poprosiła grzecznie Betty, na co on skierował się do dolnej szafki, przykucnął i wyciągnął z niej trochę stary, lecz działający mikser, po czym położył go na blacie podłączając pod prąd.
    Sięgnęłam po opakowania czekolad i zauważyłam, że jest ich dość sporo.
   - Nie patrz, tylko mi pomóż. - Przyłapałam Justina na patrzeniu się na mnie na co się zaśmiałam, a on wywrócił oczami i pomógł mi otwierać i kroić na małe kawałki twardą czekoladę. Nie zajęło nam to dużo czasu ale musieliśmy jeszcze posiekać orzechy.
   - Idę sprawdzić co u pana Bensona. - Wskazał ręką na drzwi, podrapał się po karku i wolnym krokiem ruszył w stronę drzwi obrotowych. Zdążyłam zauważyć, że nie chce mu się z nami piec ciasteczek ale robienie mu na złość jest po prostu przyjemnością.
    - Nigdzie nie idziesz! - Pociągnęłam go za rękę i zaśmiałam się bo strasznie się zapierał przez co ciągnął mnie za sobą.
   - Ale nie chce mi się robić ciastek! - Również się śmiał i w końcu odwrócił przodem.
   - No prooooooszę! - Zrobiłam moją sławną minę szczeniaka, która działa na dosłownie każdego i w końcu głośno odetchnął.
   - Okej, słodka. - Spojrzałam na niego wielkimi oczami i chciałam schować palące poliki pod włosami lecz miałam dwa małe kosmyki więc nie było mowy by udało mi się za nimi skryć. Zachichotał prawdopodobnie przez moją idiotyczną reakcje ale nie skomentował więc z powrotem zaciągnęłam go do blatu przy, którym pokazałam mu co robić. Czułam na sobie spojrzenie Betty, która uśmiechała się i patrzyła na nas spojrzeniem "jesteście-bardzo-słodcy", znam to cholernie spojrzenie. Bezgłośnie powiedziałam "nie" na co ona się tylko zaśmiała i kontynuowała robienie ciasta.
    Po dość długim lepieniu ciasteczek w małe kulki w końcu włożyliśmy trzy blachy do pieca. Betty wyszła z kuchni mówiąc, że ma coś do załatwienia w domu, a Justin usiadł przy małym stoliczku i wyciągnął telefon z kieszeni i zaczął stukać palcami w ekran.
   - Chcesz gorącą czekoladę? - Spytałam go wyciągając z szafki dwie saszetki gorących czekolad w proszku.
   - Mhm. - Wymruczał pod nosem nie odwracając wzroku od ekranu swojego czarnego iPhona.
 Wyciągnęłam dwa kubki i wsypałam zawartość saszetki po czym wlałam do nich wcześniej zagotowane mleko i mieszałam dwoma łyżeczkami napój w obu kubkach. Po chwili gdy czekolada była już wystarczająco gęsta postawiłam na stole naczynia i usiadłam sącząc swój napój. Justin odwrócił wzrok od telefonu i gdy zobaczył kubek, z której unosiła się para od razu go schował do kieszeni przez co mały uśmiech wkradł się na moją twarz. Piłam moją czekoladę, która swoją drogą wyszła nawet dobra, gdy nagle Justin odezwał się po około jedno minutowej ciszy.
   - Przyjadę po Ciebie o dwudziestej. - Wywróciłam oczami i westchnęłam na myśl o dzisiejszej imprezie.
   - Wybieram się tam z przyjaciółką. - Wzięłam łyk ciepłego napoju.- Więc możesz podać mi adres Chaza. - Wyciągnęłam telefon z kieszeni i odblokowałam go szybkim ruchem po czym znalazłam na ekranie notatnik podając Justinowi mój telefon, który szybko sięgnął.
   - Pod jednym warunkiem. - Uśmiechnął się chytrze w moją stronę. Po raz kolejny wywróciłam oczami.
   - Jakim? - Spytałam grzejąc swoje trochę zimne ręce na ciepłym kubku.
   - Po pierwsze, skończ wywracać oczami bo będziesz miała zeza. - Powstrzymałam się od zrobienia tego po raz kolejny i spojrzałam na niego trochę gardzącym spojrzeniem ale podejrzewam, że nie udało mi się bo od razu parsknął cichym śmiechem i kontynuował. - Po drugie, musisz podać mi swój numer. -
  Uniosłam jedną brew pytająco. - Po co Ci mój numer? - Próbowałam hamować uśmiech, który chciał wkraść mi się na usta. Wyglądał na lekko zakłopotanego ale ukrywał to.
   - Żeby do Ciebie zadzwonić by wiedzieć czy na pewno się nie wymigasz. - Pewnie wymyślił to na szybko.    - Hmmm. - Udawałam zamyślenie, - Okej, nawet dobry argument, podaj mi twój telefon. - Po chwili jego telefon znajdował się w moich dłoniach, a przez to, że mamy tej samej marki od razu wiedziałam gdzie kliknąć. Zapisałam mu mój numer "Najpiękniejsza na świecie <3". Cicho chichocząc kliknęłam przycisk home i zablokowałam jego telefon oddając mu go. Mogę się założyć, że zamiast adresu Chaza zapisał mi swój numer pod jakąś idiotyczną nazwą.
   Jestem strasznie ciekawa tej imprezy, może tym razem będzie bardziej "grzecznie"? Może będzie o wiele lepsza niż moja ostatnia impreza. Mam nadzieje, że Justin i Chaz nie będą za bardzo pijani bo czuje straszną odrazę do pijanych ludzi. Ugh, nawet nie zastanawiałam się co ubiorę, może Brooke mi coś pożyczy.
   Nawet nie wiedziałam jak długo tak siedziałam i myślałam o tej imprezie ale zauważyłam to dopiero po pustym kubku. Wstałam i włożyłam go do zlewu po czym odwróciłam się by zobaczyć jak mają się nasze ciastka. Wraz z Justinem wyciągnęliśmy pięknie pachnące ciasteczka z piekarnika i odstawiliśmy je na blat. Chłopak sprawdził godzinę na telefonie.
   - Ja już będę wychodził. - Wytarł dłonie w jeansy bo ubrudził się trochę mąką.
   - Która godzina? - Zapytałam i zrobiłam to samo co on. Pokazał mi ekran jego telefonu, na którym godzina wskazywała 17:48.
   - Też już będę się zbierać. - Uśmiechnęłam się do niego zdejmując fartuszek.
   - Pomóc? - Wskazał głową na fartuch i dam sobie rękę uciąć, że patrzył na mój biust.
   - Nie, dzięki. - Lekko się speszyłam ale zdjęłam nakrycie i odłożyłam je tam gdzie było i skierowałam się ku wyjściu z Justinem.
   Gdy znaleźliśmy się w szatni Justin szybko nałożył swoją kurtkę, a ja powoli nakładałam mój płaszczyk zapinając go na ostatni guzik wraz z kominem i chwyciłam torebkę przekładając ją na ramię. Gdy byliśmy obydwoje w całości ubrani opuściliśmy posiadłość.
   - To do zobaczenia? - Spytałam trochę nieśmiało.
   - Do zobaczenia, słodka. - Znowu puścił mi oczko i znowu nazwał mnie słodką przez co oczywiście moje policzki wyglądały jakbym nałożyła na nie tonę różu.
   - Ugh, nie nazywaj mnie tak. - Miałam ochotę tupnąć nogą o ziemie jak dziecko, które nie dostało wymarzonej zabawki.
  - Okej, słodka. - Wywróciłam oczami pomimo tego, że powiedział żebym tego nie robiła i ruszyłam w stronę mojego domu.
  - Pa, Justin! - Powiedziałam odchodząc. Nie odpowiedział lecz poszedł w przeciwną stronę, prawdopodobnie do jego domu.
   Włożyłam słuchawki do uszu i podłączyłam je do telefonu włączając losową piosenkę podziwiając korony drzew i wszystkie te pseudo zalety jesieni.
   Nawet nie wiedziałam kiedy, stałam już pod drzwiami mojego domu, do którego szybko weszłam.
   - Jestem w domu! - Krzyknęłam jak codziennie, zdejmując buty i kurtkę.
   - Okay! - Odkrzyknęła mama i  z salonu więc tam się skierowałam. - Jesteś głodna? - Zapytała odwracając wzrok od telewizora.
   - Nie dziękuje, niedługo Brooklyn przyjeżdża i wychodzimy. - Po tych słowach głowa Emily od razu odwróciła się w moją stronę i spojrzała się znacząco.
   - To ja pójdę na górę. - Wskazałam palcem na schody i ruszyłam w wyznaczoną przez siebie drogę. Kilka sekund później znalazłam się już w moim pokoju. Rzuciłam torebkę na łózko i wyciągnęłam z kieszeni jeansów telefon. Odblokowałam go i spojrzałam na godzinę, jest 18:04 co oznacza, że Brooke będzie tu lada chwila. Otworzyłam szafę i lustrowałam ciuchy, które wisiały na wieszakach ale nie mogłam znaleźć żadnego odpowiedniego ubrania na imprezę. Mówiłam już, że nie chodzę na imprezy? Opadłam zrezygnowana na łóżko. Nagle coś mi się przypomniało. Rok temu dostałam od Brooke sukienkę bo chciała wyciągnąć mnie na jakąś imprezę w zeszłym roku na urodziny ale powiedziałam jej, że nie ma mowy. Z wielką niechęcią wstałam z łóżka i znowu zajrzałam do szafy, której nie zamknęłam i sięgnęłam różowe pudełko. Usiadłam na ziemi i otworzyłam pudełko, w którym znajdowała się bordowa sukienka. Nigdy jej na sobie nie miałam, nawet nie przymierzałam więc nie mam pojęcia jak na mnie leży. Gdy wyciągałam ją z pudełka i chciałam zobaczyć jak wygląda całość sukienki do mojego pokoju wparował nie kto inny niż moja przyjaciółka. Nawet nie słyszałam żeby ktoś dzwonił do drzwi.
   - Kto idzie na imprezę!? - Prawie krzyknęła gdy zamknęła drzwi.
   - Cicho siedź, jeszcze nie wiem co powiem rodzicom. - Uciszyłam ją i wywróciłam oczami. Wróciłam do oglądania sukienki. Uniosłam ją w powietrzu i przyłożyłam do siebie patrząc w lustro.
   Sukienka jest ładna, na pewno nadaje się na imprezę. Jest obcisła, dość krótka, ale będzie zakrywać mi tyłek - Bogu dzięki, jest na ramiączkach i ma dość głębokie wycięcie na plecach..
   - W końcu ją ubierzesz, czy ty wiesz jak długo na to czekałam? - Oparła dłonie na biodrach i uniosła brew przez co się zaśmiałam.
  - Też Cię kocham skarbie. - Posłałam jej buziaka w powietrzu a ona tylko wywróciła oczami. - No dalej pokaż co ty ubrałaś! - Klasnęłam w dłonie chcąc zobaczyć jej strój na dzisiaj.
 Zdjęła swój czarny płaszcz i odłożyła czarną kopertówkę na moje łóżko i pokazała się w całej okazałości. Miała na sobie bardzo podobną sukienkę do mojej, lecz jej była klasyczna "mała czarna", a do tego czarne szpilki. Zakręciła włosy i zrobiła sobie "przydymione oko".
  - Wow. - To jedyne co mogłam z siebie wydusić, wyglądała naprawdę świetnie. Zaśmiała się słodko.
  - Musimy się Tobą zająć. - Spojrzała na mój ubiór i raczej nie była zadowolona faktem, że nie jestem ani trochę gotowa. - Po pierwsze idź się przebierz, spojrzała na sukienkę, którą trzymałam w ręce wręcz wypchnęła mnie z pokoju.
   - Ugh. - Powiedziałam sama do siebie i zamknęłam się w łazience. Szybko rzuciłam z siebie ciuchy z dzisiaj i postanowiłam wziąć szybki prysznic.
    Po wyjściu z pod prysznica poczułam się świeżo, przynajmniej mam pewność, że nie będę śmierdzieć potem czy czymś. Wytarłam się ręcznikiem i szybko się nim owinęłam. Szukałam czystej bielizny, której zapomniałam wziąć, cholera.
   - Brooke! - Zawołałam i wychyliłam głowę za drzwi. - Brooklyn chodź tu, szybko! - Po chwili już była przy drzwiach.
   - Spokojnie, co się dzieje? - Zlustrowała mnie ale zatrzymała wzrok na moich nogach. - Carly, poważnie? - Uniosła brew. Spojrzałam na moje nogi bo chciałam wiedzieć co jest nie tak i od razu zauważyłam o co jej chodzi.
   - Ugh, poczekaj chwile. - Chciałam już zamknąć drzwi ale przypomniało mi się po co ją wołałam. - Przynieś mi czystą bieliznę. - Przytaknęła i zamknęłam drzwi. Weszłam z powrotem do kabiny prysznicowej i chwyciłam maszynkę do golenia i mydło, które wtarłam w nogi i przejechałam maszynką po nich kilkanaście razy by pozbyć się małych czarnych włosków. Kończąc czynność wyszłam z kabiny prysznicowej i jeszcze raz przetarłam ciało ręcznikiem. Otworzyłam drzwi by zawołać Brooke ale zobaczyłam, że jakaś czarna bielizna leży na ziemi więc ją sięgnęłam. Gdy spojrzałam jaką wzięła miałam ochotę ją udusić. Znalazła czarne koronkowe stringi i do tego czarny koronkowy stanik. Po dość długiej chwili przekonałam się by nałożyć tą bieliznę, najwyżej wezmę inną. Naciągnęłam na siebie sukienkę i poprawiłam ją. Nie wyglądało tak źle ale było mi niewygodnie przez te kilka sznurków w moim tyłku, zwanych stringami. Wyszłam z łazienki i wparowałam do pokoju.
   - Czy ty jesteś chora?! Co to ma być za bielizna!? - Zaczęłam na nią krzyczeć, a ona nie mogła powstrzymać śmiechu. Opadłam na łóżko obok niej i również zaczęłam się śmiać. Gdy się trochę opanowałyśmy Brooklyn wstała.
   - Wstawaj, nie mamy czasu! - Chwyciła moją rękę i podniosła mnie prowadząc mnie do mojej toaletki, przy której usiadłam a ona zaczęła grzebać w swojej torbie wyciągając rzeczy do makijażu. Nigdy nie lubiłam siedzieć w miejscu i nic nie robić tylko czekać więc sięgnęłam szybko telefon zanim Brooke zaczęła robić mi makijaż. Zauważyłam, że mam nową wiadomość więc odblokowałam telefon i weszłam w nią.


                                                     Od: Najcudniejszy chłopak na Ziemi 
                
      O której będziecie? Justin ;) 


Parsknęłam śmiechem gdy zobaczyłam tą wiadomość. Najcudowniejszy chłopak na Ziemi? Poważnie? Zastanawiałam się co napisać ale chwile później już stukałam w dotykową klawiaturę na moim telefonie.


                                                   Do: Najcudowniejszy chłopak na Ziemi 
    
                                          Zobaczysz, mam nadzieje, że zapisałeś mi adres 
                                          Najcudowniejszy chłopaku na ziemi ;) Carly xx


  Zablokowałam telefon od razu i spojrzałam w lustro i zauważyłam, że mój makijaż jest już skończony, a Brooke rozczesuje mi włosy. 
   - Jezu, jestem taka podekscytowana! - Zawołała szczęśliwie podłączając lokówkę pod prąd. 
   - Wiem, wiem. - Powiedziałam obojętnie sprawdzając moje paznokcie, na których znajdował się czarny lakier, który jeszcze na szczęście mi nie schodzi.  
    Po jakiś 15 minutach siedzenia zobaczyłam jak wyglądam w całości. Moje włosy opadały falami na moje plecy, a oczy idealnie podkreślone eyelinerem, maskarą i delikatnym cieniem. 
  - Dziękuję Brooke! - Przytuliłam ją delikatnie. - Jeszcze tylko buty muszę jakieś znaleźć. - Otworzyłam szafę i wyciągnęłam parę kartonów z butami. Z jednego wyciągnęłam moje ulubione czarne balerinki i nałożyłam je na nogi. Brooklyn patrzyła na mnie jak na wariatkę. 
   - Poważnie Carls? - Walnęła się otwartą dłonią w czoło. 
   - No co? Nie mam żadnych szpilek! - Powiedziałam lekko oburzona. 
   - Wiem, - Na jej nieskazitelnej twarzy pojawił się mały uśmieszek. Sięgnęła znowu do swojej torby i wyciągnęła z niej karton rzucając mi go. - dlatego przyniosłam Ci to. - Wskazała na karton, który trzymałam w rękach. 
   Otworzyłam go, a moim oczom ukazały się piękne czarne matowe szpilki. 
   - Są przecudne! - Stwierdziłam wciąż zachwycając się butami. 
   - I na dzisiejszą noc Twoje. - Powiedziała z uśmiechem. 
   - Mówisz serio!? - Spytała zdziwiona. 
   - Tak! Ubieraj je, nie mamy czasu! - Zaśmiała się i czekała aż ubiorę te cudne buty na nogi. 
  Zrobiłam to co prosiła i muszę przyznać, nie czułam się zbyt stabilnie. Wstałam i obydwie spojrzałyśmy w lustro. Uśmiechnęłam się sama do siebie bo muszę przyznać, nie wyglądam tak źle jak sobie to wyobrażałam.
   - No to lecimy na imprezę! - Zawołała szczęśliwie Brooke. 
  Ciekawe co się tego wieczoru wydarzy.



Od autorek: Jedyne co mogę powiedzieć to straaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaasznie przepraszam, że rozdział z takim opóźnieniem. Czasem nie mogłam znaleźć czasu, czasem weny i na prawdę przepraszam, że tak późno. Obiecuje, że następne będą pojawiać się raczej systematycznie, ale obie jesteśmy w 3 gimnazjum i niedługo mamy próbne testy więc czeka nas trochę nauki. 
Coś stało nam się z zakładkami i nie możemy tego naprawić, więc teraz nie możemy informować na twitterze za co też przepraszamy i postaramy się jak najszybciej to naprawić. Napiszcie w komentarzu jeśli chcecie być informowani, ponieważ nie jesteśmy pewne czy da się to przywrócić!
Jak myślicie, co wydarzy się na imprezie? Podoba wam się w ogóle rozdział? :)
Do następnego xx
Jeszcze raz przepraszam za opóźnienie.