Carly POV :
Kiedy tylko ciężkie dębowe drzwi trzasnęły za mną, odetchnęłam głęboko z ulgą - to był długi dzień. Wpierw kłótnia z tym nowym chłopakiem, musiałam na dodatek za niego sprzątać, a o tym jak wywalił na mnie całą zawartość półmiska, który wtedy trzymał w ręce, już nawet nie wspomnę. Jutro muszę iść do szkoły, więc znowu nie zapowiada się aż tak kolorowo.
Nadepnęłam czubkiem prawej stopy na pietę lewej, ściągając buta i wykonując tą samą czynność z drugą nogą, schowałam buty do szafki, stojącej w przedsionku, zaraz pod wielkim lustrem. Moja mama wściekała się kiedy tylko z siostrą zostawiałyśmy buty na środku korytarza i w kółko, aż do znudzenia kazała nam schodzić na dół aby schować je na swoje miejsce. Bluzę, która trzymałam w ręce, powiesiłam na wieszaku i zamykając za sobą drzwi holu, poszłam w kierunku kuchni.
Nasz dom był skromny, nie należeliśmy do bogatych, i nie żyliśmy w luksusach, po części dlatego że nie mogliśmy sobie na takie coś pozwolić. Ściany pomalowane na biało na całym parterze, gdzieniegdzie jakaś roślinka i cała masa rodzinnych zdjęć oprawionych w ramki. Kiedy ktoś do nas przychodził powtarzał w kółko że nasz malutki domek ma swój rodzinny klimat, i muszę chyba się z nim zgodzić. Może i chciałabym mieć fotele z masażem, plazmę na całą ścianę ale po co mi to? Zamiast tego mam wspaniałą rodzinę, która tworzy jeszcze lepszą atmosferę - tyle mi wystarczy.
- Wróciłam mamo - krzyknęłam, przekraczając próg kuchni, gdzie mama stałą przy garnkach, mieszając coś wielką drewnianą łyżką.
- Jak było w River Gardens? - pocałowała moje czoło, i wróciła do mieszania, chyba jakiejś zupy - spróbuj - podsunęła mi pod nos łyżkę z parującą cieczką i kilkoma kawałkami drobno poćwiartowanych warzyw. Chętnie chwyciłam ją do buzi i spróbowałam tego co dawała mi mama.
- Pycha - powiedziałam zgodnie z prawdą,- było okej, jak codziennie.- po czym chwyciłam swoją torbę i ruszyłam w stronę swojego pokoju.
- Jak chcesz to nałóż sobie zupę, bo my juz jedliśmy - uśmiechnęła się do mnie brunetka, o głęboko niebieskich oczach.
- Jadłam w domu - lubiłam mówić o Domu Opieki Społecznej, jak o swoim własnym domu, ponieważ w sumie tak po części było - Chuk siedzi chyba u Emily, i jeśli mogłabym Cię prosić, to wyjdź z nim później, okay?
- Dobrze mamo! - krzyknęłam przez ramie wchodząc już do swojego pokoju i zatrzaskując za sobą drzwi.
Mój pokój był mały, tak jak cały dom. Miałam w nim wszystko co najpotrzebniejsze czyli łóżko, szafę, biurko i kilka regałów. Ściany były pokryte farbą w kolorze bladego turkusu, przez co zimą miałam wrażenie jak w chłodni. Rzuciłam torbę na moje dwuosobowe łóżko, pościelone rano i usiadłam przy biurku wyjmując kilka potrzebnych książek na jutrzejszy dzień. Odrabianie zadań domowych nigdy nie było czymś co uwielbiałam.
Kiedy zdążyłam już oswoić się paroma zagadnieniami z zaawansowanej biologii, którą właśnie miałam do przerobienia, usłyszałam ciche kroki na korytarzu, a po chwili drzwi mojego pokoju otworzyły się. Okręciłam się na moich obrotowych krześle i spojrzałam w stronę mojej o rok młodszej siostry i posłałam jej ciepły uśmiech. Bez pozwolenia rzuciła się na moje łóżko, i dopiero teraz zobaczyłam beżową, futrzastą kulkę, znajdującą sie przy jej boku.
- mcc mcc - cmoknęłam na psa - Chuk chodź się ze mną przywitasz - klasnęłam w dłonie pochylając się lekko do przodu, kiedy pies zeskoczył z łóżka i podszedł do mnie, pozwalając się pogłaskać.
Chuk był to czteroletni golden retriver, którego zabrałam z jednego ze schronisk w naszym mieście, kiedy był szczeniakiem. Psy to na prawdę kochane zwierzęta, o czym mogłam przekonać się osobiście. Ten czworonóg był dla mnie przyjacielem oraz moja prywatną przytulanką podczas burz. Lubiłam głaskać jego miękką sierść oraz słodki pyszczek.
- Jak tam u tych staruszków? - moją uwagę od psa oderwała Emily, zadając pytanie - Mam nadzieję że coś ciekawego musiało się dziać skoro masz na sobie białą plamę - spojrzałam na swój strój, i dopiero teraz przypomniałam sobie majonezową sałatkę lądującą na mojej sukience. Zaśmiałam się pod nosem.
- Było chyba aż za bardzo ciekawie - mruknęłam, wstając z krzesła i siadając obok siostry na moim łóżku - Nowy koleś wywalił na mnie surówkę, kiedy miał podać ją do stołu - mruknęłam, przypominając sobie osobę tego dupka, oraz jego wiecznie kpiący uśmieszek.
- O boże! Ładny jest? Powiedz że zrobił to specjalnie! Chciał cię poderwać?! - Emsy przeniosła się do pozycji siedzącej, a w jej oczach błysnęło podekscytowanie.
- Boże, nie! - krzyknęłam, łapiąc ją za rękę.
- Nie że nie zrobił tego specjalnie, czy nie że nie chciał cię poderwać? - puściła mi oczko, szeroko się uśmiechając.
- Ten koleś jest totalnym idiotą, zarozumiałym dupkiem i tyle - mruknęłam pod nosem - Wywalił na mnie surówkę specjalnie i jeszcze z tego się cieszył - żachnęłam, wspominając tamtą część dnia.
- Ale powiedz że jest chociaż przystojny ! - podskoczyła na siedząco na miękkim materacu - Jak wyglądał? Jak miał na imię? - czułam sie jak w jakimś wywiadzie.
- Uhmmm - nie wiedziałam co powiedzieć
- No Carly ! Powiedz mi! - marudziła moja siostra, chcąc wiedzieć więcej szczegółów.
- Wiesz, był taki sobie - skłamałam. Justin był przystojny i mimo tego że tak bardzo nie chciałam, musiałam to przyznać - No dobra, był - zaśmiałam się pod nosem, ale po chwili karcąc się spoważniałam - Co nie zmienia tego że jest aroganckim sukinsynem - bąknęłam
- A jak miał na imię? - uśmiechnęła się jeszcze szerzej, o ile to było jeszcze możliwe
- Justin - mruknęłam cicho.
- A jak wyglądał? - ścisnęła moje kolano, susząc swoje białe i równe zęby - No Carly! Czy wszystko muszę z Ciebie wyciągać? Opowiedz mi! - krzyknęła cicho, próbując wyciągnąć coś ze mnie - Jakby to było jej do życia potrzebne.
- Wysoki, ciemny blondyn, czekoladowe oczy, mały zgrabny nos, coś jeszcze? - powiedziałam an jednym wydechu.
- Czekaj, blondyn o brązowych oczach? - skinęłam głową - Ma na imię Justin? - ponownie przytaknęłam - A miał może kilka tatuaży? - zapytała, a w jej oczach dam sobie rękę uciąć że błysnął niepokój.
- Miał chyba całą rękę od nadgarstka do łokcia - szepnęłam - nie wiem, nie przyglądałam się - dodałam szybko.
- O.Mój. Boże -powiedziała każde słowo z osobna, zasłaniając sobie usta dłonią, jakby niedowierzając.
- Znasz go? - zapytałam lekko zdziwiona
- A kto go w tych czasach nie zna - odpowiedziała szybko - Nie zadawaj się z nim - Emily była młodsza ode mnie o rok, ale zawsze mnie pouczała.
- Czemu? - mimo że nie miałam zamiaru mieć z nim czegoś wspólnego, musiałam o to zapytać.
- On nie jest miłym chłopakiem - powiedziała szybko, a jej oczy ciągle błyszczały w niepokoju.
- Wiem, nie był zbyt miły dzisiaj. Zarozumiały kutas - mruknęłam, na co obie się zaśmiałyśmy - Ale muszę przyznać że trochę sie go boję.
- I dobrze, lepiej bądź miła - uśmiechnęła się i całując mój policzek wstała z łóżka i wyszła zapewne do swojego pokoju.
Cały czas w mojej głowie krążyła rozmowa z siostrą, nie wiedziałam o co chodzi, ale za wszelką cenę chciałam się dowiedzieć o co chodzi. Nie mogłam skupić sie na biologi, chemi ani nawet na angielskim. Kiedy udało mi sie przebrnąć chociaż przez te trzy podstawowe przedmioty przypomniało mi się że Chuk musi się wybiegać i muszę iść z nim na spacer. Pies leżał cały ten czas przy moim krześle, lekko pod sypiając, ale kiedy usłyszał otwieranie się mojej szafy i zobaczył jak zakładam moje dresy, zerwał się z podłogi wiedząc co go czeka.
- Tak, idziemy na spacer - pogłaskałam jego głowę i chwyciłam telefon do kieszeni, otwierając a następnie wychodząc wraz z moim pupilem z pokoju. - Idę na spacer z Chuk'iem! - krzyknęłam do mamy, która zapewne siedziała w salonie, czytając jedną ze swoich książek, zaraz obok taty, który oglądał telewizję podsypiający na starej skórzanej kanapie. - Chodź piesku - założyłam mu czerwony szelki, po czym dopięłam do nich czarną smycz, którą oplotłam dookoła mojego drobnego nadgarstka.
- Wróć za chwilę bo jest już ciemno - dopiero teraz zorientowałam się że zasiedziałam sie trochę nad nauką i minęły z dwie godziny. Na dodatek była jesień, a z dnia na dzień robiło się co raz ciemniej o wcześniejszej porze, co było wkurzające.
Kiedy zamknęłam drzwi wejściowe wybiegłam z podwórka i ruszyłam delikatnym truchtem w dół ulicy, prowadzącej do parku. Zawsze chodziłam z psem na polanę schowaną w głębi jedynej zadrzewionej części Stratford, po czym wracałam starą dzielnicą, robić wielkie koło, prawie dookoła miejscowości w której mieszkałam. Zawsze lubiłam biegać, ponieważ jak to się mówi? "Ruch to zdrowie"? Nie tak to szło? Mimo własnego domu, nasz pies nie mógł wybiegać się na małym podwórku, które liczyło ok dwudziestu metrów kwadratowych, czyli tyle co średniej wielkości salon. Razem z siostrą miałyśmy podzielony plan kiedy wychodzimy z psem biegać, aby nie przysparzać mamie kłopotów naszymi kłótniami.
Odkąd pamiętam, z siostrą dogadywałam się bez problemu, byłyśmy jak bardziej jak przyjaciółki, które mogą spędzać ze sobą każdą sekundę dnia, jechać razem na wakacje, przerwie wiosenną albo ferie zimowe. Byłyśmy nierozłączne od samego początku, lecz mimo to czasem się kłóciłyśmy, ale najczęściej było to przez jakieś błahostki, lecz już po chwili wracałyśmy do dawnych relacji. Obie miałyśmy takie same rozmiary, przez co często pożyczałyśmy sobie ubrania, lub chodziłyśmy razem na różne imprezy kiedy tylko mogłyśmy.
Rześkie wieczorne powietrze, uderzyło w moją twarz, kiedy biegłam w równym tempie wraz z moim psem, w kierunku parku. Chuk był niezniszczalny - dosłownie, można by z nim przebiec trzy razy maraton a on jedynie ukończyłby go z wywalonym jęzorem, ale nie padłby. Jest świetnym partnerem jeśli chodzi o biegi i różne inne ćwiczenia.
- Poczekaj chwile kolego - zawołałam psa, lekko ciągnąć za samych i przywołujać go do mnie, kiedy oparłam jedną nogę o ławkę - Masz dobrze że nie musisz się rozciągać - zaśmiałam się pod nosem, nie wierząc ze gadam z psem, który i tak mi nie odpowie.
Położyłam moja nogę na oparciu ławki i pochyliłam się w jej stronę, naciągając mięśnie. Podobnie zrobiłam z drugą nogą, po czym zrobiłam kilka skłonów, i kręceń biodrami. Kiedy wychodziłam biegać, przebiegałam do parku a później odprawiałam jak rytuał rozciąganie, aby na następny dzień nie dostać zakwasów, które zabroniłby mi niektórych czynności, nakazując bólem każdego mięśnia.
- Okay, myślę, że tyle wystarczy - mruknęłam do spa i lekkim truchtem ruszyłam przez park, który swoją drogą nie należał do największych.
W zaledwie osiem minut udało nam się przebiec cały, po czym wybiegliśmy z niego udając się na starą dzielnicę, przez którą tak bardzo nie lubiłam przechodzić. Codziennie kręciło się tam całe mnóstwo pianych osób, lub takich którzy wyglądają na jakichś zbirów lub bandytów. Zawsze biegłam jak najszybciej mogłam, tak też było tym razem. Wiedziałam że jeśli coś by się stało Chuk nie byłby zbyt pomocny, chyba że zalizałby napastnika na śmierć - to jedyne co umie robić, lizać każdego.
Stare jak świat żarówki, w betonowych latarniach przy ulicy, co chwilę mrugały, będąc już na wyczerpaniu, a niektóre już w ogóle nie świeciły. Słabe oświetlenie sprawiało że jeszcze bardziej bałam się tego miejsca, sprawiało że wyglądało ono na o wiele groźniejsze, choć było po prostu stare. Wysokie kamienice z czerwonej cegły wyglądały jakby miały się za chwile rozpaść.
Przebierałam swoimi nogami w stałym, ale dość szybkim tempie, starając się jak najszybciej wrócić tędy do domu, kiedy nagle musiałam zatrzymać się, słysząc głośne krzyki, pochodzące z uliczki, którą zamierzałam właśnie minąć. Schowałam sie tuż za narożnikiem, uciszając psa, aby przypadkiem nie zaszczekał i nie zdradził mojej obecności.
- Przykro mi, twój czas skończył się - ochrypły głos zaśmiał się szyderczo, na co dołączyło do niego jeszcze kilka głębokich śmiechów - albo kasa, albo zobaczymy co się stanie - przełknęłam głośno ślinę, czując jak moje jabłko Adama podskakuje w górę i z powrotem szybko opada w dół - To jak ? - ten sam głos ponownie udzielił się.
- Nie mamy żadnych pieniędzy - mruknął delikatny, wręcz trochę gejowaty, męski głos.
- To już nie nasz problem - po raz kolejny głęboki i w brew pozorom, gdyby nie ta sytuacja w jakiej go słyszę, powiedziałabym że był seksowny.
Ostrożnie wychyliłam głowę zza narożnika uważając aby nikt mnie nie zauważył i spostrzegłam trójkę chłopaków ubranych na czarno, oraz trzech przestraszonych, drobnych chłopaków, w mniej więcej moim wieku.
- Wiesz co teraz cię czeka? - zapytał ponownie ten jeden, a cała moja uwaga zwróciła się na niego. Kogoś mi przypominał. Czarne spodnie opuszczone nisko, skórzana kurtka, a pod nią szara bluza, tak że było widać jej tylko kaptur oraz zamek i biała bokserka. Na nogach miał czarne buty, który gdzieś już widziałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Pozostała dwójka stojąca po jego prawej stronie ubrana była w czarne jak on spodnie, i czarną oraz wiśniową bluzę z kapturem.
- Teraz będzie tylko łomot - zarechotał chłopak w czarnej bluzie, trącając swojego kolegę, tego w wiśniowym, jakby powiedział coś co było na prawdę zabawne.
- Dokładnie - potwierdził, jakby ich przywódca, i zacisnął swoją dłoń. Na jego mocnej pięści zabłysł coś złotego, czego na samym początku nie mogłam rozpoznać - o mój boże, oni będą sie bić! - krzyknął mój umysł, zaraz potem przekazując informacje żeby jak najszybciej stąd uciekać, ale moje nogi nie potrafiły ruszyć się z miejsca, a oczy nie potrafiły oderwać się od całego tego zajścia.
Chuk jak zawsze wyczuwając w powietrzu niebezpieczeństwo warknął cicho pod nosem, lecz w ciszy która panowała dookoła nas wszystkich, brzmiało to niczym jak szczeknięcie. Trzech chłopaków odwróciło się w moja stronę, lecz ja szybko zdążyłam się schować za narożnikiem ceglanej ściany, do której sztywno dociskałam swoje ciało, pokazując psu aby zamknął pysk.
- Pewnie jakiś kundel chodzi po ulicy - rzucił jeden z nich. Jego głosu nie znałam ale mogłam zgadywać że był to brunet, którego puszysta grzywka wystała spod wiśniowego kaptura bluzy - Na czym skończyliśmy? - zaśmiałam się i słyszałam klaśnięcie pięści o otwartą dłoń.
Delikatnie wychyliłam głowę zza ściany chcąc zobaczyć co sie dzieje, kiedy spotkałam znajome już czekoladowe tęczówki, w których błysnęło rozbawienie,a na twarzy zagościł sztuczny uśmiech, co spowodowało ogromną falę strachu, przechodzącą prze mnie. Kiedy miałam ruszyć się z miejsca, brunet puścił do mnie oczko i zamachnął się swoją pięścią, na którą założony był złoty kastet, i uderzył z całej siły drobnego chłopaka stojącego przed nim.
Mój mózg nie mógł przetworzyć tego wszystkiego, ale wysłał polecenie do nóg aby jak najszybciej uciec z tego miejsca, wiec tak zrobiłam. Ciągnąc za sobą Chuk'a biegłam jak najszybciej mogłam mają wrażenie że za chwilę trójka chłopaków zacznie mnie gonić.
To dlatego Emsy mówiła że Justin jest niebezpieczny? Czy przez to co przed chwilą widziałam na się trzymać do niego z daleka? Chyba tak.
od autorek: hej, przepraszamy za tak długą nieobecność, ale już wszystko nadrobiłyśmy. Rozdział w całości pisany przeze mnie, czyli Olę, więc nie bądźcie na mnie źli jeśli są jakieś błędy ortograficzne czy językowe bo nie jest polonistką. Starałam się napisać wszystko jak najlepiej ale nie wiem czy mi wyszło więc no.
Zapisujcie się do informowanych no i wyrażajcie swoją prawdziwą opinie w komentarzach!
rozdział świetny.! Na prawdę miło się czyta i fajna historia, ciekawa jestem jak to wszystko się dalej podoczy.! :*
OdpowiedzUsuńciekawe co bedzie dalej *o*
OdpowiedzUsuńfajne:) czekam na nn
Jezu kocham to! Czekam na nn :)
OdpowiedzUsuńo kuzwa dzieje się dzieje, masakra
OdpowiedzUsuńSzalenstwo cnie. Ja sie nie rozpisuje haha x ciao
OdpowiedzUsuńbjhsbfjhbsdjhfbs cudne, wspaniałe zajebiste :D
OdpowiedzUsuńale sie porobiło, już sie nastepnego nie mogę doczekać ^^
rozdział wspaniały, jak zawsze ;))
OdpowiedzUsuńrozdział cudowny i czekam na kolejny xD <3
OdpowiedzUsuńPodoba mi sie :) informuj mnie :)
OdpowiedzUsuń