19 września 2013

-5- Avoid

  Carly POV:

   Głośny dźwięk dzwonka szkolnego wyrwał mnie z głębokich przemyśleń i krótkiej drzemki, którą sobie przycięłam na ostatniej już lekcji. W nocy nie mogłam nawet zmrużyć oka na minutę na jedną minutę a co dopiero na kilka godzin. Obraz z wieczornego spaceru z Chuk'iem ciągle pojawiał się przed moimi oczami, ukazując mi szyderczy uśmiech Justina kiedy tylko spojrzał w moim kierunku, po chwili uderzając biednego chłopaka. Całą noc po mojej głowie chodziły przeróżne myśli od nośnie tego czy Justin faktycznie taki był i czy może przez problemy musi odpracowywać godziny społeczny w moim domu opieki.
   - Panienko Johnson, proszę aby Panienka została na chwilę jak wszyscy opuszczą klasę - usłyszałam głos nauczycielki od języka angielskiego, kiedy miałam przekraczać próg aby opuścić klasę.
   - Dobrze proszę pani - powiedziałam uprzejmie. W szkole słynęłam z tego że byłam grzeczna i wychowana, więc nie miałam nigdy kłopotów i szczerze mówiąc serce lekko przyśpieszyło mi kiedy kazała zostać mi po lekcjach.
    - Carly, dobrze wiesz że język angielski to nie lekcja na której możesz odsypiać nie przespaną noc - zaczęła surowym tonem, kiedy pozostali uczniowie wyszli i zamknęli za sobą drzwi.
   - Przepraszam, miałam strasznie ciężką noc - spuściłam wzrok nie chcąc mówić nic więcej, nie musiała nic więcej wiedzieć przecież.
   - Dobrze, ale i tak będę musiała powiadomić o tym twoich rodziców. Uwaga za spanie na mojej lekcji zostanie napisana w dzienniku i przekazana do sekretariatu do końca dzisiejszego dnia. Mam nadzieję że będziesz od tej pory się bardziej wysypiać w domu - Pani Morgan słynęła z tego że robiła za tę sukę wśród nauczycieli, przez co nigdy nie odpuszczała, i robiła wszystkim na złość. Zebrała z biurka swoje książki oraz dziennik i spojrzała w moją stronę wzrokiem mówiącym abym już wyszła.
   - Dowiedzenia - mruknęłam trzaskając za sobą drzwiami.
    Wygładziłam rękami moją granatową koszulę w kratkę i poprawiłam moją płócienną torbę na ramieniu. Wszyscy uczniowie skończyli już swoje lekcje, przez co na korytarzu było słychać tylko mój stukot butów. Skierowałam się w stronę mojej zielonej szafki szkolnej by odłożyć książki, które nie będą potrzebne mi następnego dnia i wyciągnęłam mój jesienny płaszczyk koloru granatowego i mój bordowy szalika, który dostałam w zeszłe święta.
   Wpisałam odpowiedni kod, szafka się odblokowała ale i tak musiałam lekko nią szarpnąć ponieważ była strasznie stara, jak zresztą wszystkie inne w tej szkole. Odłożyłam książkę od historii i chemii na jedną z dwóch metalowych półeczek i zdjęłam z wieszaka płaszczyk i szal. Odwróciłam się o dziewięćdziesiąt stopni i spojrzałam w lusterko, które przywiesiłam rok temu i powoli nałożyłam płaszczyk i szal starając się nie zrujnować lekkich loczków, które zrobiłam sobie rano, odgarniając je lekko z twarzy. Wyciągnęłam z kieszeni jeszcze mój ulubiony brzoskwiniowy błyszczyk, i musnęłam lekko nim moje usta. Jesienią robi się już co raz zimnej a ja nienawidzę mieć popękanych ust przez mróz.
   Mocno trzasnęłam szafką przez co dość głośne echo rozległo się po korytarzu na co lekko się wzdrygnęłam i ruszyłam przez opustoszały korytarz kierując się do głównego wyjścia. Gdy przeszłam przez drzwi zobaczyłam że parking był już prawie pusty, a mój rower stoi jako jedyny, przypięty do stojaka. Wolnym krokiem podeszłam do niego i włożyłam moją torbę, którą miałam cały czas przewieszoną na ramieniu do koszyczka z przodu kierownicy.
   Mój rower był stary, ale zdecydowanie był moim ulubieńcem i nie zamieniłabym go na żaden nowszy model. Wygięta rura w kształcie litery "U", miękkie wielkie skórzane siodełko i uroczy koszyczek z przodu. Kiedy tylko pogoda mi na to pozwala wsiadam na niego i jadę nim do szkoły, oraz nim wracam do domu.
   Nigdy nie byłam typem kujonki, ale dobrze się uczyłam, a odrobione zadania domowe to coś czego nigdy nie opuszczę. Moim marzeniem jest dostać się na dobre studia a później znaleźć dobrą pracę. Mam całkiem dobrą reputację w szkole, szczególnie wśród nauczycieli. Żadnej uwagi przez dwa głupie lata aż do teraz. Biłam siebie cały czas w myślach za to że pozwoliłam moim powieką opaść na lekcji angielskiego.
   Kiedy wyjechałam na główną drogę w kierunku River Gardens poczułam wiatr we włosach, oraz zimno rozchodzące się po moim ciele. W Stratford jesień bywała mylna, przyjdziesz raz w krótkim rękawku, a następnego dnia wyciągasz z szafy kurtkę zimową, która zapewne się przyda. Mimo mojej ciepłej koszuli, i koszulki której miałam pod nią oraz płaszczyka i ciepłego szalika zimne powietrze dostało się do mnie, dostarczając nieprzyjemnych uczuć. Byłam bardziej ciepłolubna, przez to lato było zdecydowanie moją ulubioną porą roku.
    Nim się zorientowałam byłam już u celu, gdzie planowałam spędzić kolejne kilka godzin z mojego dnia. Nigdy nie zastanawiałam się dlaczego to robię. Zapewne przez moją babcie która całkiem niedawno umarła. Spędziła trochę czasu w tym domu, w towarzystwie niektórych z tych osób. Byłam bardzo z nią związana i przychodziłam odwiedzać ją codziennie, po to aby nacieszyć się jej obecnością, póki tylko mogłam. Nikomu o niej nie opowiadałam, do tej pory odczuwam ból po jej stracie. Przez ten okres przywiązałam się do tego miejsca, do ludzi, do domu. Pani Groves przyjaźniła się z moją babcią, to ona przypomina mi o niej, i kiedy jestem smutna, wie jak mnie pocieszyć. Uwielbiam kiedy mówi mi że babcia zawsze jest ze mną, albo nie chciałaby widzieć jak płaczę. Starsi ludzie są tacy kochani.
     Odłożyłam mój rower za domem, do nie wielkiej szopki, którą otworzyłam i zamknęłam swoim własnym kluczek, który dostałam od Betty. Traktowali mnie tu jak domownika, i sprawiali że River Gardens stało się dla mnie drugim domem. Weszłam do domu tylnym wejściem od strony salonu i od razu przywitałam się ze wszystkimi seniorami głośnym "dzień dobry wszystkim!". Kiedy zobaczyłam drobną kobietę, z siwymi włosami związanymi w koczka babuni, wiedziałam że to pani Groves. Szybkim krokiem ruszyłam w jej kierunku i nie chcąc wybudzać jej ze snu, lub przerywać je zajęć podeszłam na palcach do niej. Staruszka czytała świeżą gazetę, a jej okrągłe okularki prawie spadały z czubka jej nosa.
   - Oh, dzień dobry pani Groves - powiedziałam spokojnie, delikatnie dotykając jej kruchej dłoni.
   - Witaj słoneczko - poklepała wierzch mojej dłoni po czym delikatnie rozmasowała moje kostki. Ściągnęła okulary ze swojego nosa i odłożyła je wraz z gazetą na stoliczek stojący obok jej fotela. - Jak było w szkole kochanie? - uśmiechnęła się uprzejmie i puściła mi oczko.
   - Pierwsza uwaga od dwóch lat - zaśmiałam się pod nosem i spuściłam wzrok - trochę podsypiałam na angielskim dzisiaj - wytłumaczyłam.
  - Trudno się mówi kochanie, każdemu może się zdarzyć - posłała mi ciepły uśmiech
  - Tak - przytaknęłam - Może ja już pójdę bo chyba czuję że się chyba gotuję - wskazałam na swój płaszczyk i szalik, które cały czas miałam na sobie, na co kobieta skinęła głową a ja poszłam w kierunku korytarza gdzie znajdowała się nasza szatnia.
    Kiedy przekroczyłam próg szatni odwiesiłam moje okrycie oraz torbę na pierwszy wieszak który był wolny. Wyciągnęłam tylko mój błyszczyk i telefon po czym schowałam je do kieszeni moich jasnych jeansów. Kiedy miałam wychodzić z pomieszczenia rzuciła mi się w oczy męska bejsbolówka. Okrycie było takiego samego koloru co moje, tyle że miałko lekkie akcenty bieli i czerwieni. Zapewne jej właścicielem był Justin, iż wątpię żeby któryś z tych miłych starszych panów ubrałby ją kiedykolwiek.
   Kiedy tylko pomyślałam o tym chłopaku w mojej głowie ponownie pojawiły się obrazy z poprzedniej nocy. Przed oczami błysnął mi złoty kastet chłopaka założony na jego palce zwinięte w pięść. Nie znałam go ale po wczorajszym zdecydowanie nie miałam zamiaru go poznawać, budził we mnie strach i nie pokój, przez co nie wiedziałam czy będę przy nim bezpieczna. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, nawet zwykłego "cześć", a tym bardziej chyba nie chcę dowiadywać się w co jeszcze jest wplątany.
    - Cześć Betty - nawet nie zauważyłam kiedy doszłam do kuchni, do której wpadłam z rozmachem i od razu stanęłam bez ruchu kiedy zobaczyłam z kim rozmawia Betty.
   - Cześć Carly - uśmiechnęła się do mnie - Jak tam w szkole? - zapytała się puszczając mi oczko.
   - W-w-w porządku - za jąkałam się widząc bruneta stojącego kilka metrów naprzeciwko mnie. Kiedy tylko moje oczy spotkały się z jego a na jego ustach pojawił się kpiący uśmieszek, a ja spuściłam wzrok na Betty. - P-p-pomóc w czymś? - kolejne zająknięcie wypłynęło z moich ust w przypływie zdenerwowania jakie było wywołane jego obecnością.
   Chłopak miał na sobie białą koszulkę z kieszonką na lewej piersi i do tego szare spodnie, które jak za każdym razem gdy go widziała, wiszące z krokiem prawie w jego kolanach. Na stopach miał kolorowe adidasy, z białymi sznurówkami. Na jego szyi wisiały dwa łańcuszki złote, a na nadgarstku błyszczał tego samego koloru zegarek. Włosy, które podejrzewam są jego świętością były idealnie ułożone i podtrzymane super mocnym żelem, aby ciągle otrzymywały się w górze.
   - Możesz iść zmienić opatrunek na nadgarstku pani Richards, albo pomożesz Justinowi nosić kartony z dostawą która lada chwila powinna się pojawić - odparła z uśmiechem.
   - To ja wolę zmienić opatrunek - powiedziałam aż za bardzo entuzjastycznie po czym szybko wybiegłam z kuchni kierując się do pokoju starszej pani, gdzie miałam pomóc z jej opatrunkiem.
   Starsza kobieta niefortunnie upadła, w ostatniej chwili podtrzymując się fotela z taką siłą że lekko go skręciła.
   - Dzień dobry pani Richards - uśmiechnęłam się do staruszki która siedziała na swoim fotelu, i skinęła mi tylko głową - Boli panią jeszcze mocno ręka?
   - Jest znośnie - odparła słabiutkim głosikiem - Trochę boli, ale myślę że już niedługo nie będę musiała nosić bandażu.
   - Mam taką nadzieję - uśmiechnęłam się ciepło w stronę kobiety i wyjęłam z szuflady maść którą przypisał lekarz oraz świeży bandaż.
   Dzięki zajęciom edukacji dla bezpieczeństwa w mojej szkole nauczyłam się profesjonalnego bandażowania i wszystkich innych czynności. Kiedy w domu opieki społecznej nie było lekarza a było trzeba opatrzyć czyjąś ranę wołali do tych spraw mnie. Delikatnie odwinęłam zużyty bandaż z ręki pani Richards i wyrzuciłam go do kosza. Jej krucha dłoń była jeszcze lekko opuchnięta i czerwona, ale w znacznie mniejszym stopniu niż od razu po tym wypadku. Rozgrzałam delikatnie w swoich dłoniach maść i wmasowałam ją jak najdelikatniej mogłam w dłoń starszej pani, lekko ją masując. Rozpakowując czysty bandaż z foliowego opakowania owinęłam go dookoła nadgarstka kobiety i zaczepiłam specjalną żabką.
   - Gotowe - uśmiechnęłam się do niej uprzejmie i wytarłam pozostałość maści na moich dłoniach w papierowy ręcznik i wyrzuciłam go do kosza - Gdyby coś się działo, wie pani gdzie mnie pani znajdzie - zaśmiałam się i opuściłam jej pokój uprzednio posyłając jej radosne spojrzenie.
Nie wiem gdzie iść, chciałabym posiedzieć z panem Rick'iem,ale wiem, że ma teraz areobik wodny razem z resztą starszych panów. A szkoda, przynajmniej mogłabym posłuchać o II Wojnie Światowej, co bardzo lubiłam chociaż może wydawać się to dziwne. Pan Rick za młodu recytował wiersze i czasami pisał, oczywiście wszystko mi przeczytał i zawsze uroniłam kilka łez, bo większość z tych wierszy była o jego zmarłej żonie.
Stałam w miejscu i rozmyślałam, nawet nie wiedziałam jak długo ale poczułam czyjąś obecność na korytarzu. Czułam potrzebę odwrócenia się i tak zrobiłam, od razu pożałowałam. Justin stał na drugim końcu pomieszczenia. Pomimo odległości która nas dzieliła moje serce waliło strasznie szybko, a ręce powoli zaczynały się pocić. Widziałam jego kpiący uśmieszek już drugi raz tego dnia przez co przeszły mnie ciarki. Odwróciłam się gwałtownie co pewnie wyglądało śmiesznie, ale bałam się o siebie. Co jeśli chciałby mi coś zrobić? Zabić mnie? Albo po prostu torturować w jakieś piwnicy, w której nikt nie słyszałby mojego krzyku i wołania po pomoc? Od razu ruszyłam przed siebie zakręcając w pierwszy lepszy korytarz i kątem oka widziałam, że on idzie w moją stronę.
Cholera.
Wiedziałam że jest niebezpieczny, tym bardziej po tym co wczoraj widziałam. Emsy, moja siostra, również kazała mi na niego uważać i pewnie nie bez powodu. Kiedy bez zawahania uderzył młodszego, nie jestem pewna czy dałby radę powstrzymać się przed uderzeniem kobiety.
Zaczęłam iść coraz szybciej aż w końcu biec, cały czas słyszałam jego kroki za sobą co przerażało mnie jeszcze bardziej. Zatrzymałam się dopiero przy kuchni, w której Betty obmywała talerze. Zauważyła mnie, a raczej usłyszała, byłam strasznie zmachana i miałam ochotę wywalić język na wierzch niczym Chuk po długim spacerze.
-Gdzie ty byłaś, że się tak zmęczyłaś?- Zaśmiała się przez co wymusiłam lekki chichot. Wcale nie było mi do śmiechu.
-Oh.. Po prostu miałam ochotę się przebiec po pokojach.- Wzruszyłam ramionami starając się żeby mi uwierzyła i chyba to złapała. Chciała coś powiedzieć ale spojrzała za mnie tak jakby ktoś za mną stał. Poczułam ciepło na swoich plecach i czyiś oddech na karku- on. Szybko odskoczyłam i stanęłam kilka metrów dalej na co usłyszałam jego cichy chichot. Spojrzałam na niego, widziałam jak odkładał pudło na blat.
-Pomóc w czymś jeszcze?- Usłyszałam jego zachrypnięty głos.
-Jakbyś mógł idź sprawdź jak nasi seniorowie bawią się na pływalni.- Widziałam, że stłumił śmiech.-I może poznaj kilka z pań.- Puściła mu oczko na co on się krzywo uśmiechnął.
-Um, okej.- Spojrzał na mnie kątem oka przez co zdałam sobie sprawę, że cały czas wpatrywałam się na niego z szeroko otwartymi oczami.
-Um.. p-pomóc Ci w czymś Betty?- Starałam się jak najmniej jąkać i chyba mi się to powoli udawało.
-Oh skarbie najlepiej by było żebyś sprawdziła pocztę.- Posłała mi swój ciepły uśmiech i podeszła do kartonu chcąc go rozpakować.
Czyli Justin ma iść tym samym korytarzem co ja? Nigdy w życiu.
-Oh..um.. A nie potrzebujesz może pomocy z kartonem?- Podeszłam do kartonu energicznie go rozpakowując.
-Nie kochanie, poradzę sobie.- Wyglądała na trochę zdziwioną ale odwróciła wzrok na Justina, który patrzył na tą sytuacje z wyraźnym rozbawieniem. Widziałam go tylko ukradkiem bo nie chciałam zetknąć się z jego czekoladowymi tęczówkami, miał włożone ręce w przednich kieszeniach swoich jeansów.
-Idziesz zrobić to o co cię prosiłam czy mam się powtórzyć?- Skierowała to pytanie do chłopaka, który od razu się odwrócił na pięcie i wymruczał ciche "okej". Gdy Justin znikł mi z pola widzenia, rozluźniłam się. Betty klasnęła mi przed twarzą dwa razy.
- No kochanie, poczta sama się tutaj nie przyniesie.- Zażartowała na co lekko zachichotałam i ruszyłam wolnym krokiem w stronę wyjścia z kuchni.
-Ruchy, ruchy!- Pośpieszyła mnie Betty na co odwróciłam głowę i wywróciłam oczami w jej stronę i przyśpieszyłam kroku słysząc za sobą jej cichy śmiech.
Zastanawiam się czy iść czy nie iść ale po chwili namysłu ruszyłam przed siebie. Minęłam kilka starszych pań, które pytałam czy im czegoś nie przynieść albo pomóc w czymś ale wszystkie odmawiały z uśmiechem. Gdy w końcu trafiłam na drzwi wyjściowe i otworzyłam je z zamachem aby wyjść na zewnątrz. Nie wzięłam nawet kurtki, a na dworze powoli robiło się co raz chłodniej. Na szczęście przebiegłam szybko do płotu i otwierając kluczykiem, który wcześniej wzięłam z blatu, wyjęłam wszystkie listy ze skrzynki. Znalazłam tylko osiem listów. Zamknęłam ponownie metalową skrzynkę i schowałam klucz do kieszeni moich spodni.
- rachunek - przeglądałam po kolei wszystkie listy - list do pani Groves, rachunek - wolnym krokiem zmierzałam w stronę domu, aby roznieść wszystkim ich listy. Przekroczyłam próg domu i skierowałam się w kierunku salonu - rachunek, Pan Rick... - przeglądając listy nie patrzyłam gdzie idę, aż w końcu zderzyłam się z czymś wysokim i twardym. Przez moją głowę przeszedł lekki ból, spowodowany mocnym uderzeniem, a z rąk wysmyknęła się cała poczta.
- uważaj - usłyszałam szorstki głos, którego tak bardzo nie chciałam słyszeć.
 Ja i to moje szczęście na wpadanie na ludzi - pomyślałam.Kiedy tylko podniosłam wzrok do góry moim oczom ukazała się osoba, której najchętniej bym unikała, osoba której od wczoraj się panicznie bałam.

od autorek: hej, ten rozdział był pisany przez @ros3y_ jak i @jdbismygold. Mamy nadzieję że akcja się rozwija, a nasze opowiadanie was wciąga. Liczymy na to że może wyrazicie swoją szczerą opinię na temat rozdziału :)
Jest jeszcze jedna sprawa..
Wyraźnie widzimy, że jest was tutaj dość dużo, ale porównując liczbę wyświetleń do liczby komentarzy nie ma was tu w ogóle... dlatego proszę, wystarczy jedno słowo, jedna literka nawet ale chcemy zobaczyć ile was tu rzeczywiście jest. Dobijemy do 20 komentarzy :)? 

13 komentarzy:

  1. Świetny rozdział.Strasznie podoba mi się wasze opowiadanie, mam nadzieję, że szybko się rozwinie i będzie się działo:) Do następnego :**

    OdpowiedzUsuń
  2. o mamciu, wpadli na siebie<3
    czekam na nn

    OdpowiedzUsuń
  3. no ciekawie się robi, czekam na nn ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. rozdział świetny jak każdy inny, mam nadzieję żer szybko dodacie następny bo jestem ciekawa co się dalej wydarzy :)

    OdpowiedzUsuń
  5. Xivofoqkhfkosaoei

    OdpowiedzUsuń
  6. Swietny rozdzial :)

    OdpowiedzUsuń
  7. njkgndjk zajebisty :D

    OdpowiedzUsuń
  8. Lubię ten blog, to opowiadanie, bo nie jest pisane tak gjhkdfxglhkjnhgfjlhfgjkh i koniec. A historia jest bardzo wciągająca, więc czekam na kolejny rozdział.

    @looouuupp

    OdpowiedzUsuń
  9. ale go unika , rozdział super uhuhu

    OdpowiedzUsuń
  10. (przepraszam za brak polskich znakow ) jest coraz lepiej, chociaz widzialam kilka bledow. Dobre jest to, ze bierzecie sobie do serca komentarze. Widze poprawe i to bardzo dobrze x w koncu widac opisy, ktorych bylo malo w pierwszych rozdzialach . Oki, ja sie nie rozpisuje, bo jestem na tablecie . Zapraszam do mnie, jesli lubicie opowadania o Justinie, inne niz te wszyskie typu DANGER ;) baby-i-make-you-believe.blogspot.com x ily, @grandmcber

    OdpowiedzUsuń