24 września 2013

-6- Job

Justin POV:

   Dzisiejszy dzień był totalnie do dupy, co chwilę musiałem biegać po tym cholernym domu pomagając komuś nawet przy najprostszych czynnościach. Z rana nawet nie pojawiłem się w szkole. Zaspałem z powodu nocnej imprezy z Ryanem i Chazem, na której w końcu mogłem się trochę rozluźnić.
   Spośród wszystkich możliwych kar, za pobicie tego idioty musiałem dostać prace społeczne właśnie w tym miejscu - za jakie grzechy? -  muszę tkwić tu jeszcze dobre dwa miesiące od popołudnia do późnego wieczoru.
Ta dziewczyna, Carly, widziała coś czego nie powinna widzieć i pewnie cały dzień omija mnie przez to, że się mnie boi. Dałem jej do tego powody ale najchętniej cofnąłbym czas do wczorajszego dnia i pobił tego gówniarza w bardziej ustronnym miejscu, a nie ciemnej uliczce.
   Zawsze to ja muszę odwalać tą "brudna robotę" od kiedy zacząłem pracować dla Jake'a, ale za taką właśnie robotę dostaje więcej kasy niż reszta chłopaków.
   Nie jestem w żadnym gangu, w którym zabijam ludzi za kasę, ja po prostu od czasu do czasu rozwożę towar, jestem w pewnym sensie handlarzem narkotyków, ale zawsze to ja musiałem załatwiać tych co nie oddawali kasy albo mieli długi. Musiałem ich bić, staram, się to robić z głową, żeby ich nie zabić. Najczęściej po prostu uderzę porządnie kilka razy aż zobaczę krew i ich błagalne spojrzenia abym przestał. Nigdy nie chciałbym nikomu odebrać życia i tej zasady się trzymam. Wiem, że moja praca i tak jest wielkim przestępstwem ale gdybym kogoś zabił to po prostu siedziałoby mi w głowie całe życie, sumienie zżerałoby mnie od środka. Może i jestem przez to pizdą ale na prawdę bym nie mógł  czegoś takiego zrobić.
Wczorajsze wydarzenie było dla mnie codziennością, chłopak o imieniu Dave chyba, zadłużył się u Jake'a, wisiał mu około trzystu dolarów, co i tak jest małą stawką w porównaniu do innych. Śmieszą mnie te sytuacje bo większość ludzi wie co robię i dla kogo pracuje, a i tak nie płacą w terminie za cały towar.

*flashback*

Siedziałem w aucie, na tylnym siedzeniu za kierowcą, którym dzisiaj był Chaz.
   -Yo, Chaz, kto dzisiaj?- Zapytałem z ciekawości, zazwyczaj nawet nie wiem kogo mam załatwić co jest dziwne, bo to ja raczej powinienem posiadać takie informacje, a nie brat Jake'a, który nienawidzi maczać palców w tym biznesie. Oczywiście jak każdy też lubił sobie zapalić ale zawsze bał się jakichkolwiek konsekwencji. 
   -Dave, 16 lat. Dzieciak chodzi do zwykłego gimnazjum, podobno pedał. Ostatnio była u niego w chacie impreza więc zamówił sporo towaru nie mając przy sobie kasy, z resztą, jak każdy. Podobno mają być z nim jacyś kumple.
    Skręcił na pobliski parking i zaczęliśmy szykować się do wyjścia na zewnątrz. Ryan czasami mi pomagał więc dzisiaj obydwoje byliśmy przyszykowani. Wyciągnąłem z kieszeni kastet, który zawsze nosiłem ze sobą i założyłem go na moje cztery palce. Zacisnąłem kilka razy pięść sprawdzając czy dobrze leży i nigdzie nie uwiera, po czym dałem znać chłopakom że ruszamy.Ryan schował swoje dłonie w rękawach bluzy a ja zrobiłem podobnie lecz włożyłem dłonie do kieszeni mojej skórzanej kurtki i naciągnąłem kaptur bluzy, która znajduje się pod kurtką, na głowę. Chłopacy zrobili to samo i wyszliśmy z auta. Trzasnąłem drzwiami i ruszyłem w stronę ślepej uliczki przy której stał zestresowany chłopak, z twarzą schowaną w dłoniach. Jego dwóch kolegów chodziło zestresowanych obok, robiąc niewielkie kółka wokół własnej osi. Nie wiedzą co ich czeka. Podeszliśmy do nich, przez co wyprostował się i stanęli w miejscu.
     Przez chwilę staliśmy mierząc się nawzajem. Było nas po równo. Trzech nerdów, oraz nasza niezniszczalna trójka. Chłopak - Dave - który wisiał Jake'owi kasę stał naprzeciwko mnie, ubrany w zwykłe jeansy i koszulę w kratkę. Jego dwóch chłoptasiów, wyglądali jeszcze bardziej komicznie niż on. Jeden z nich miał grube okrągłe okulary, zjeżdżające mu na czubek nosa, a drugi miał całą twarz w młodzieńczym trądziku. Wszyscy byli ubrani w koszule, i do tego jakieś sweterki. Zupełnie nie pasowali do tej okolicy, a tym bardziej nie wyglądali na kogoś, kto mógłby kupić od nas dragi.

    -Masz kasę czy musimy porozmawiać inaczej?- Odważyłem się odezwać, aby przerwać niezręczną ciszę. Chłopak zacisnął szczękę, a jego warga lekko zadrżała.
   -N-nie mam..- Zająknął się przez co parsknąłem śmiechem i uniosłem jego głowę moim wskazującym placem i widziałem jego przestraszoną minę, strach malował się w jego oczach. Kocham to w tej robocie, boją się mnie i to dodaje temu wszystkiemu adrenaliny. Chłopacy cały czas mieli oko na tych dwóch typów, którzy byli z nim, żeby nie zwiali
   -Przykro mi, twój czas się skończył- Zaśmiałem się szyderczo, chłopcy zrobili tak samo.-Albo kasa albo zobaczymy co się stanie.- Chłopak uchylił lekko usta jakby chciał coś powiedzieć ale tego nie zrobił.-To jak?
   -Nie mamy żadnych pieniędzy.- Mruknął patrząc wszędzie tylko nie na mnie oraz chłopaków.
-Wiesz co Cię teraz czeka?- Opuściłem jego twarz szykując się do tego co zaraz będzie miało miejsce.
   -Teraz będzie tylko łomot.- Ryan zaśmiał się po tym jak te słowa opuściły jego usta na co ja i Chaz mu zawtórowaliśmy. 
    -Dokładnie.- Potwierdziłem nadal lekko śmiejąc się ze słów kumpla.
   Zacisnąłem dłoń mocno w pięść, czując swój złoty kastet na mojej lewej pięści. Byłem leworęczny, przez co tą ręką lepiej mi było się bić. Widziałem strasz w oczach tych trzech chłopaków, byli na prawdę przerażeni. Do tej pory nie rozumiałem jakim trzeba być idiotą aby nie oddać kasy, wiedząc co może za to grozić. Kiedy już miałem poderwać swoją zaciśniętą dłoń do góry, usłyszałem szelest i głośne szczeknięcie jakiegoś psa.

   - Pewnie jakiś kundel chodzi po ulicy- Spojrzałem na chłopaków, którzy stali dość blisko kumpli Dave, o dziwo Chaz też.-Na czym skończyliśmy?
    Kiedy miałem już powoli wypełniać swoją misję, i uderzyć tego kolesia, musiałem upewnić się że teren jest czysty. Nie mogłem pozwolić sobie na przyłapanie przez kogokolwiek, tym bardziej przez jakiegoś gliniarza. Ten pies nie pasował mi tu. To jest dzielnica gdzie raczej nie mieszkałby szczęśliwa rodzinka z psem, to nie jest okolica dla nich. Na prawdę rzadko kiedy ktokolwiek miał w tej okolicy jakieś zwierze.
    Kiedy tylko ponownie spojrzałem w kierunku z którego chwilę temu doszło szczeknięcie, wiedziałem że nie myliłem się, ktoś tam był. Zobaczyłem jak jakaś dziewczyna wyjrzała zza muru. Pomimo tego, że było ciemno strach malował się na jej twarzy, którą oświetlało parę latarni. To była ona - dziewczyna z domu opieki. Ta wkurwiająca dziewczyna lecz interesująca po części. Wyglądała jak małe bezbronne dziecko. Puściłem jej oczko i szyderczo się uśmiechnąłem, wiedziałem że nic nie powie nikomu, więc patrząc się cały czas w jej kierunku zamachnąłem się a mój złoty kastet zderzył się z pulchnym policzkiem małego nerda stojącego przede mną. Spojrzałem na swoją ofiarę sprawdzając na ile zrobiłem jej krzywdy, a kiedy zerknąłem końcem oka w stronę końca alejki, zobaczyłem Carly uciekającą wraz ze swoim psem.
   Wiedziałem że już nikt nam dziś nie przeszkodzi, więc wycierając kilka kropelek krwi ze swojego kastetu w spodnie, uderzyłem go ponownie kilka razy, słysząc charakterystyczne chrupnięcie, które tak dobrze wiedziałem co sygnalizowało. Pochylając jego osobę, zamachnąłem się nogą i mocno walnąłem z kolana w jego brzuch, przez co zwinął się jeszcze bardziej, a ja poprawiłem ostatni raz. Chłopacy traktowali pozostałych tak jak ja - no może trochę lżej.
   - Jeśli piśniecie chociaż słówko, wiecie jak to się kończy - warknąłem odsuwając się od Dave - Zbieramy się chłopaki - Cała trójka była dość mocno poobijana. Rozcięta warga, rozwalony łuk brwiowy, złamany nos, i obolały brzuch.
    - Idziemy - chłopacy klepnęli mnie w ramię sygnalizując że wracamy do auta. Ruszyłem do auta, ostatni raz oglądając się za siebie i widząc skulone na ziemi, drobne ciało blondyna.

*end of flashback*

     Kiedy skończyłem pomagać ogrodnikowi w zgrabywaniu różnokolorowych liści z trawnika, co zajęło mi dobrą godzinę, wróciłem do domu, w którym od razu udałem się do kuchni, chcąc napić się czegoś ciepłego na rozgrzanie. Na dworze było cholernie zimno, a ja chodziłem w krótkim rękawku.
     Przekroczyłem próg pomieszczenia i od razu oparłem się o kuchenny blat, zauważając krzątającą się do mnie tyłem Betty. Kobieta kręciła tyłkiem, nucąc pod nosem jakąś piosenkę. Odchrząknąłem głośno, dając jej znak że tu jestem, a ona szybko odwróciła się uśmiechając w moją stronę.
   - Mogłabyś zrobić mi herbaty? Zmarzłem trochę - rzuciłem od niechcenia - Proszę - dodałem sucho
   - Tam jest czajnik - wskazała róg pomieszczenia, gdzie znajdowała się szafka z granitowym blatem, na którym stało elektryczne urządzenie - i w tej szafce masz od razu herbatę. Bozia rączki dała tobie również - odpowiedziała żartobliwie, a ja niezadowolony że znowu muszę sam coś robić, podszedłem do urządzenia i je włączyłem, wcześniej sprawdzając stan wody.
   -Co mam jeszcze zrobić? - wiedziałem że na pewno zada mi jeszcze coś do roboty, bo inaczej pewnie by się nie obyło.
   -Pomożesz mi układać nowe talerze do szafek bo dzisiaj mieliśmy dostawę - Uśmiechnęła się znowu, czy z jej ust kiedykolwiek schodzi uśmiech?-Oczywiście.- Powiedziałem mało entuzjastycznie.
    W czasie kiedy woda na herbatę się gotowała, robiłem wszystko zgodnie z instrukcjami Betty, która jest trochę irytująca ale może kiedyś ją polubię. Cały czas układałem talerze i rozmawiałem z nią trochę o szkole i o tym czemu tu wylądowałem. Opowiedziała mi kilka historii ludzi, którzy tu mieszkają lub mieszkali. Większość tych starców była bez rodziny, bądź po prostu woleli życie wśród seniorów niż samotnie w domu.
   Ostrożnie wyjmowałem porcelanę owiniętą gazetą i układałem ją do szafki, odrzucają ją na jedną kupkę. Nie zajęło mi to dużo czasu. W między czasie popijałem moją gorącą owocową herbatę, która smakowała, jak ta, którą zawsze przyrządzała mi mama kiedy byłem chory - będąc małym chłopcem oczywiście. Kiedy ponownie nawiązałem rozmowę z Betty na kolejny durny temat, usłyszałem ten delikatny głosik, który przerwał moją rozmowę z Betty.
   -Cześć Betty - Powiedziała dość energicznie, odwróciłem się twarzą w jej stronę i zamurowało ją jak ujrzała mnie.
   -Cześć Carly -Odpowiedziała jej -Jak tam w szkole?- Wyglądała na przestraszoną, bała się mnie.
   -W-w-w porządku.- Rozśmieszyło mnie jej zachowanie, spojrzała na mnie i szybko odwróciła wzrok.- P-p-pomóc w czymś?- Zająknęła się.
   - Możesz iść zmienić opatrunek na nadgarstku pani Richards, albo pomożesz Justinowi nosić kartony z dostawą która lada chwila powinna się pojawić.- Do domu miała dojechać kolejna część zastawy na stół.
   Widziałem reakcje Carly, która strasznie mnie rozśmieszyła, bo od razu rzuciła się do wyjścia mówiąc, że woli zmienić opatrunek.
Betty rzuciła mi zdziwione spojrzenie i zaśmiałem się razem z nią. Wróciliśmy do rozpakowywania porcelany, która nam została
   Sięgnąłem po ostatni brązowy karton zaklejony czarną taśmą i położyłem go na blacie. Wbiłem nóż w połowie kartonu i rozciąłem jedną karton. Otworzyłem pudło ujawniając kolejne białe talerze, tym razem głębokie. Wyciągałem je po 4 sztuki starając się ich nie zbić i podawałem Betty by obmywała je wodą i cytrynowym płynem do naczyń, którego zapach rozprzestrzeniał się po całej kuchni. Gdy skończyłem zgniotłem karton na płasko i położyłem go na mały stos innych kartonów. Jak na zawołanie, zadzwonił telefon, który wisiał na ścianie.Betty wytarła ręce w szmatkę i odebrała dzwoniący telefon.
   -Już wysyłam osobę na odbiór przesyłki.- Spojrzała na mnie znacząco i ruszyłem wolnym krokiem w stronę głównego wyjścia. Szedłem chyba głównym holem - tak przynajmniej mi się wydawało i skręciłem w lewo do głównych drzwi. Skręcając zauważyłem dziewczynę, która stała i wyglądała na zamyśloną, ciągle znajdowała się w jednym miejscu i patrzyła przed siebie co było dziwne. Nawet nie wiem jak długo tak na nią patrzyłem i podziwiałem jej długie i szczupłe nogi, ale nagle odwróciła się gwałtownie i ruszyła szybko przed siebie. Wywróciłem do siebie oczami i poszedłem przed siebie, czyli akurat za nią. Rozbawiło mnie jej zachowanie bo panicznie się mnie bała. Może i dobrze bo nie mam zamiaru z nią rozmawiać, jest po prostu taka... miła, sympatyczna, przyjazna, kochająca i ma te wszystkie dobre cechy, których nie mam ja.
Czasami zastanawiam się jak to jest być dobrym, jak to jest mieć normalną prace na przykład w myjni samochodowej czy coś. Wiem, że nie mógłbym się zmienić, dla nikogo, chociaż czasami się staram zrobić to dla mamy, ale zawsze kończę w tym samym punkcie, gdzie wszystko się zaczęło. U Jake'a w pracy.
Widziałem jak co chwile przyśpiesza kroku i skręca w stronę jakiegoś innego korytarza patrząc czy za nią idę. Zachichotałem do siebie i trafiłem pod wielkie drzwi, otwarłem je i wyszedłem na zewnątrz. Zauważyłem małą granatową ciężarówkę, z której wyszedł jakiś koleś ubrany w niebieską koszulkę polo i niebieską czapkę z logo "Canada Post", mężczyzna. Gdy zobaczył, że dotarłem już do furtki, podszedł bliżej.
-Dzień dobry.- Powiedział entuzjastycznie i podał mi pudło, które leżało na ziemi i położył na nie jakiś kwitek, który miałem podpisać, co zrobiłem i odwróciłem się na pięcie mamrocząc "do widzenia". Przeszedłem przez czarną furtkę i skierowałem się do wielkich drzwi, które ledwo co umiałem otworzyć przez wielki karton, który niosłem na rękach. Wiedziałem jak dojść do kuchni więc dążyłem korytarzem i skręciłem w lewo i doszedłem do kuchni, a w przejściu stała ta sama dziewczyna. Karton wziąłem pod pachę starając się go tak utrzymać, lekko przybliżyłem się do dziewczyny i zauważyłem jak na jej karku stają włoski, a zdenerwowanie przeszło przez jej ciało. Szybko odskoczyła ode mnie przez co ja miałem w końcu jak przejść. Uśmiechnąłem się triumfalnie i ledwo stłumiłem chichot, który i tak pewnie usłyszała, położyłem karton na ten sam blat co zawsze.
-Pomóc w czymś jeszcze?- Spytałem mając cichą nadzieje, że odpowie "nie Justin, możesz już iść do domu" lecz jak zwykle się przeliczyłem.
-Jakbyś mógł idź sprawdź jak nasi seniorowie bawią się na pływalni.- Serio? Po prostu nie mogłem się nie zaśmiać.- I może poznaj kilka pań.- Poważnie? 
-Um, okej..- To może być moja szansa żeby stąd po prostu uciec. Nie chce mi się siedzieć tutaj dłużej, staruszkowie są trochę irytujący, w dodatku ta dziewczyna też już mnie zaczyna wnerwiać.
Przyglądałem się jak chciała się wymigać od tego by iść ze mną przez ten głupi korytarz i coraz bardziej chciało mi się śmiać.
-Idziesz zrobić to o co cię prosiłam czy mam się powtórzyć?- Głos Betty wyrwał mnie z oglądania zabawnego przedstawienia, ostatni raz spojrzałem na Carly, odwróciłem się i skierowałem do szatni. Podążałem korytarzem dość wolno oglądając obrazy wiszące na ścianach. Większość była starszych osób, które już zmarły, domyślam się tego bo pod każdym obrazem na małej złotej wywieszce wygrawerowane były daty np. 1943 - 2012.
Przechodziłem obok pokojów z których dobiegały dźwięki telewizorów lub po prostu rozmowy innych pań, z którymi jakoś nie chciałem się zapoznawać. Wchodząc do szatni zauważyłem granatowy płaszcz i bordowy szal wywieszony od razu przy wejściu, nie zwróciłem na to wielkiej uwagi ale domyślałem się, że to jej. Sięgnąłem moją bejsbolówkę i nałożyłem ją, podszedłem do lustra i poprawiłem włosy po czym skierowałem się ku wyjścia, chcąc zostać niezauważalnym. Wyjrzałem przez drzwi czy nikogo nie ma w pobliżu i skręciłem w lewo chcąc wejść na główny korytarz by po cichu wyjść z tego miejsca. Wyciągnąłem telefon by napisać sms'a do Chaza spytać się co dzisiaj będzie robić, ale ktoś we mnie wszedł.
Gdy zauważyłem, że osoba na którą wpadłem zadrżała i osłupiała jak lekko podniosła głowę by ujrzeć na kogo wpadła uśmiechnąłem się triumfalnie.
-Uważaj.- Od razu przeszedł przez nią dreszcz, pewnie przez mój szorstki ton.
-P-przepraszam.- Zaczęła zbierać to co jej wypadło z rąk, jestem dupkiem jak stwierdziła wcześniej więc nie pomogłem jej, taka natura dupków. Wstała i chciała mnie ominąć bez słowa ale chwyciłem ją za nadgarstek przez co znowu prawie wyleciały jej wszystkie listy.-Czekaj.- Pociągnąłem ją brutalnie tak by się odwróciła do mnie twarzą.- Musimy sobie coś wyjaśnić.- Zacisnąłem szczękę na wspomnienie tego co widziała.
-Nie mamy czego sobie wyjaśniać, a teraz puść mnie bo to boli.- Ścisnąłem jej nadgarstek mocniej przez co skrzywiła się i zacisnęła chwilowo powieki.
-Uwierz mamy.- Nie czekałem na jej odpowiedź tylko ruszyłem z nią do szatni. Gdy w końcu tam dotarliśmy puściłem ją, a ona zaczęła pocierać drugą ręką nadgarstek.
-Nie przesadzaj mogło być mocnej.- Zaśmiałem się.
-Ta.- Wymamrotała nadal pocierając rękę.- Czego chciałeś?- Podniosła głowę i spojrzała mi w oczy.
-Wczoraj widziałaś coś czego nie powinnaś,- zbliżałem się do niej, a ona się cofała.- ale powinnaś wiedzieć jakie mogą być konsekwencje gdy ktoś się dowie.- Nie cofała się więcej co znaczy, że trafiła na ścianę i głośno przełknęła ślinę. Postanowiłem się z nią trochę pobawić i umieściłem ręce pomiędzy jej głową. Przybliżyłem twarz do jej szyi, na której chciałem zostawić po sobie ślad ale ona zmieniła moje plany odpychając mnie od siebie.
-Nie jestem głupia i nie powiem nikomu, nawet nie miałam takiego zamiaru!- Chciała wykrzyczeć ale przez to, że jest taka delikatna po prostu to powiedziała robiąc się czerwona jak burak ze zdenerwowania. Zaśmiałem się, chciałem coś powiedzieć ale ona szybciej otworzyła usta.- I nie traktuj mnie jak jakąś dziwkę bo nią nie jestem! Powinieneś nauczyć się jak traktować dziewczyny bo nie każda jest taka jaka myślisz!
-Naucz mnie.- Sam nie wiem co gadam, może to przez ten jej urok? Może przez to jakie ma seksowne ciało? Może to jej oczy? Jest pierwszą dziewczyną, na którą zwróciłem uwagę, bo zazwyczaj nie interesują mnie za bardzo, wole skupić się na pracy, zarabiać dobrze niż martwić się dziewczynami. Nie wiem czemu ale ma to coś w sobie, coś czego w żadnej innej nie widziałem. Oczywiście miałem wiele dziewczyn ale one były mi potrzebne tylko do jednego, żeby się odstresować po pracy.
Spojrzała mi w oczy i szczerze nie chciałem żeby przestawała to robić, uśmiechnęła się i opuściła pomieszczenie.
Co ta dziewczyna ze mną robi.

od autorek: No to mamy 6 rozdział! Jak myślicie co Carly wymyśli? :)
 Podoba wam się nowy wygląd :)? 
jeśli chcecie być informowani : KLIK podajcie swój nick do twittera :)
nasze tt: jdbismygold   ros3y_  nie mamy asków więc jeśli macie jakieś pytania zadawajcie nam je na twitterach
Do następnego x

10 komentarzy:

  1. rozdział bardzo mi się podoba kfjse,.jsdklf :)

    OdpowiedzUsuń
  2. no pięknie, już myslalam że nie porozmawiają ze sobą , uhuhu

    OdpowiedzUsuń
  3. ostatnio rozdział miać być 27 a będzie jutro, nie wiem dlaczego ale nie robi mi to różnicy ale i tak się cieszę jdsfkjhfksjhfskj

    OdpowiedzUsuń
  4. Okay, chciałyście abym wyraziła szczerą opinię...

    Opowiadanie ma ciekawą fabułę, rozdziały może nie są długie ale za to niektóre wątki są na prawdę ciekawe. Widzę parę błędów językowych ale podejrzewam że nie jesteście polonistkami, więc nie zwracam uwagi na to żeby nie było. To fanfiction jest oryginalne i szczerze mówiąc nie czytałam nigdy wcześniej nawet podobnego. Staruszkowie i Młody chłopak (Justin) i dziewczyna która tam pomagają - cudownie. Jedyne zastrzeżenia jakie mam to do tego że rozdziały są trochę krótkie, i do tego że wszystko strasznie szybko się dzieje, jeszcze brakuje troche opisu otoczenia, postaci. W pierwszych rozdziałach tego kompletnie brakowało, a teraz widzę lepszą poprawę ale i tak jest tego strasznie mało. postarajcie się opisywać wszystko aby czytelnik w wyobraźni wiedział jak co wygląda, bo jak na razie widać "pół" tego obrazu. To moje skromne zdanie, i szczere. Mam nadzieję że się nie gniewacie :) x

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dziękujemy za szczerą opinię. Staramy się wydłużać jak najbardziej rozdziały, na tyle aby nie były one jakieś przesadne i żeby akcja nie działa się za szybko. Będziemy starać się pisać jak najwięcej opisów :) xx

      Usuń
    2. Przyczepiasz się, że są krótkie rozdziały, kiedy moim zdaniem są idealne. Za długie rozdziały też nie są najlepsze, a te w długi są idealne - przynajmniej dla mnie.

      Usuń