Łomotałem w drzwi ile się dało, krzyczałem, nawet kopałem drzwi ale na darmo. Nie miała prawa mnie uderzyć do cholery. Może i zasłużyłem ale przyszedłem by ją przeprosić, powinna się domyślić i chociaż mnie wysłuchać a nie wyzywać od dupków.
-Odejdź stąd! Jesteś psychiczny!- Usłyszałem piskliwy głos tej młodszej. Ostatni raz kopnąłem w drzwi i zauważyłem, że biała farba z nich lekko zeszła. Przyłożyłem zimną dłoń do gorącego policzka. Muszę przyznać, dziewczyna jest silna. Byłem wściekły, strasznie wściekły. Wychodząc z ich posiadłości trzasnąłem furtką z całej siły. Nawet nie wiedziałem do końca jak dojść do domu, było ciemno a jej ulice ledwo co znalazłem. Pociągnąłem za końcówki włosów z frustracji i ostatni raz spojrzałem na zapalone światło w ich domu. Ruszyłem przed siebie nakładając kaptur na głowę i zanurzyłem rękę w kieszeni mojej kurtki. Wyszukałem w niej paczkę Malboro gold, wyciągnąłem zabandażowaną ręką jednego papierosa i zapalniczkę, którą wcześniej wcisnąłem do opakowania i włożyłem papierosa do ust rozpalając go ledwo działającą czerwoną zapaliczką. Zamknąłem oczy i stanąłem na chwilę zaciągając się trucizną, która rozluźniła moje ciało. Pozbyłem się resztek dymu z moich płuc i otworzyłem oczy idąc dalej z papierosem pomiędzy palcami.
Nie jestem jakimś nałogowcem, dobra może trochę. Papierosy mi w pewnym sensie pomagają, tak jak teraz rozluźniają mnie. Moja historia z paleniem rozpoczęła się gdy miałem 15 lat, pierwszy papieros i te sprawy. Nigdy nie zapomnę śmiechów starych znajomych gdy zacząłem wtedy kaszleć po pierwszym zaciągnięciu się nim. Potem paliłem tylko na imprezach, teraz jest to w pewnym sensie częścią mojego życia.
Po jakiś 20 minutach krążenia w kółko po jednej ulicy znalazłem główną aleje naszego małego miasteczka i już wiedziałem gdzie iść. Zauważyłem, że jeden ze sklepów był otwarty więc szybko do niego wszedłem bo widziałem, że już prawie zamykają i kupiłem butelkę piwa. Nigdy nie proszą mnie o dowód ani żadne dokumenty co jest oczywiście plusem dla mnie. Schowałem ją do wnętrza kurtki na wszelki wypadek gdyby policja krążyła w okolicy, a pewnie tak będzie.
Po krótkim ok. 8 minutowym spacerze w końcu znalazłem odpowiednią kamienice i otworzyłem furtkę. Nasza kamieniczka zawsze była zadbana i bardziej wygląda na dwu piętrowy, duży dom. Otworzyłem drzwi kluczem i wbiegłem po drewnianych, lekko skrzypiących schodach na odpowiednie piętro i po cichu otworzyłem drzwi, które o dziwo były otwarte, pewnie mama jeszcze nie śpi. Delikatnie zamknąłem drzwi i zakluczyłem je tak jak mama zawsze mi kazała. Zdjąłem buty i kurtkę po czym pomaszerowałem do kuchni z piwem w ręce chcąc je otworzyć. Gdy przeszedłem próg kuchni zauważyłem, że mama siedziała przy stole sącząc herbatę, z której leciała para. Pomimo tego, że papierosy jednak mnie odstresowały nie byłem skory do rozmowy z mamą.
-Znowu się szlajałeś z kolegami?- Powiedziała nie odwracając się do mnie.- Byłeś w tym domu opieki?- Tym razem lekko odwróciła głowę w moją stronę ale jej twarz nadal zasłaniały jej brązowe włosy.
-Ta, byłem.- Wymrukałem szukając otwieracza w szufladzie.
-Wiesz, że nie możesz pić w tym wieku.- Ona nienawidzi gdy pije albo palę, ale cóż jest moją mamą. Wie co robię od kiedy przyszedłem całkowicie schlany do domu. Przyzwyczaiła się do mojego zachowania, wiele się zmieniło ostatnimi czasy więc zaczęła to ignorować nie chcąc zaczynać kłótni. Tak zostało do dziś.
-Kogo to obchodzi?- Spytałem bardziej retorycznie bo nie spodziewałem się odpowiedzi. Jednym ruchem otworzyłem butelkę, którą chwyciłem za szyjkę i odwróciłem się twarzą do niej.
-Mnie.- Powiedziała bardzo opiekuńczo, ale to jest w jej nawyku. Każda matka zresztą tak mówi. Wie, że nic mi się nie stanie, że robię wszystko z rozumem, no dobra - prawie wszystko. Parsknąłem śmiechem bo w tym momencie mało co mnie to obchodziło. Usłyszałem lekkie skrzypnięcie krzesła i zauważyłem, że mama wstaje ze swojego miejsca.
- Jesteś głodny?- Spytała mnie szarpiąc lekko rączkę białej dwu metrowej lodówki i szukając wzrokiem czegoś odpowiedniego na kolacje.
Wziąłem łyka alkoholu i przełknąłem go. -Nie jestem głodny.- Odpowiedziałem zgodnie z prawdą.- Poza tym jadłem w River Gardens.- Po tych słowach skierowałem się w stronę wyjścia z kuchni trzymając piwo w dłoni.
- Czekaj.- Cichy głos mojej rodzicielki mnie zatrzymał i odwróciłem się twarzą w jej stronę. Jej wzrok był wlepiony w moją rękę, którą gwałtownie chwyciła przez co syknąłem z bólu bo ręka nadal trochę bolała.
- Co zrobiłeś?! Znowu się biłeś?!- Mama nie wie o mojej "pracy", zawsze gdy jakiś idiota, którego muszę załatwić za nie płacenie w terminie, będzie próbował się bronić. To oczywiste, że zostaną mi po tym jakieś małe ślady. Najczęściej jest to podbite oko albo jakieś zadrapania, nic wielkiego. Ona myśli, że tylko wdaje się w bójki w szkole lub poza nią i mam nadzieje, że na tym pozostanie. Na pewno nie byłaby ze mnie dumna, pewnie nawet teraz nie jest. Wszystko jest dla jej dobra.
- Uderzyłem się przypadkowo, ale nic mi nie jest.. - Skłamałem. Mama tylko pokręciła głową w niezadowoleniu nadal przyglądając się bandażowi.
- Zmienić opatrunek? Ten jest już brudny i mogą wdać Ci się bakterie. - Opuściła dłoń i pomaszerowała do jakieś szafki stając na palcach by ją otworzyć i wyciągnąć prawdopodobnie apteczkę.
- Nie mamo, nie trzeba poradzę sobie sam. - Przeszedłem obok niej, bez problemu sięgając to co chciała rodzicielka.- Umiem to zrobić.- Lekko uniosłem kąciki ust by mama się nie przejmowała. Stanęła na równe nogi.
- Nie wiem jak ty ale ja idę spać.- Odwzajemniła mój wcześniejszy uśmiech i chwyciła swój kubek z herbatą.- Nie pij za dużo. - Spojrzała na mnie lekko zmartwiona pewnie przypominając sobie te wszystkie noce gdy przychodziłem pijany do domu.
- Dobrze mamo, dobranoc.- Podszedłem do niej i pocałowałem opiekuńczo czubek jej głowy. Od kiedy nie ma z nami ojca przejąłem pozycje głowy rodziny. Mama martwi się o mnie a ja o nią jak w każdej normalnej rodzinie. Nie mamy dużo pieniędzy dlatego podjąłem się pracy u Jake'a, chciałem żebyśmy żyli jak normalni ludzie lecz musieliśmy wydać nasze oszczędności na coś innego. Niestety niska pensja kasjerki nie pozwoliła nam utrzymywać mojej młodszej siostry Jazmyn, lecz nasza nadziana ciotka powiedziała, że przyjmie ją do domu aż nasza sytuacja w domu się unormuje. Moją siostrę odwiedzam co tydzień, przynajmniej się staram. Mama jest tam prawie codziennie bo nie mamy tam daleko, dosłownie kilka przecznic, 12 minut spacerem. Jazzy trudno było zrozumieć, że musi mieszkać z kimś innym niż ja i mama. Jazmyn jest śliczną małą dziewczynką, której nigdy uśmiech nie schodzi z ust. No prawie nigdy. Strasznie było trudno nam się rozstać ale czasami ciocia pozwala mi z nią zostać na noc.
Mama uśmiechnęła się do mnie tym jej ciepłym i szczerym uśmiechem, który zawsze poprawia mi humor ale dzisiaj niestety nie działa.- Dobranoc, synku.- Po tych słowach pierwsza opuściłem kuchnię nadal trzymając otwarte piwo w ręce. Otworzyłem moje drewniane ciemno brązowe drzwi i przeszedłem próg mojego pokoju lekko trzaskając nimi przez co mój ledwo wiszący plakat Miami Heat prawie się odkleił. Opadłem na moje łóżko i znowu zacząłem myśleć.
"Zboczeniec!"
"Jesteś cholernym dupkiem!"
"Wole być suką niż dupkiem, który nie szanuje dziewczyn."
Słysze takie słowa na co dzień od różnych dziewczyn ale z jej ust wypłynęło to z nienawiścią.. Nie chciałem żeby tak było ale się stało. Jestem jak każdy inny facet, mam swoje potrzeby i popełniam dużo błędów. Czuje, że mnie nienawidzi ale nie wiem co zrobić by tak nie było, nie potrafię się zmienić dla jednej dziewczyny, nawet nie chce. Po prostu chce ją przeprosić. Nie musi mi wybaczyć chociaż trochę mi chyba na tym zależy ale chciałbym mieć to z głowy. Nigdy nie miałem takich wyrzutów sumienia jak dzisiaj, ta dziewczyna jest kimś nie to co ta reszta. Jest mi po prostu źle.
Spojrzałem na zegarek, 23:13. Nawet nie wiedziałem jak długo rozmyślałem nad tym wszystkim ale zdążyłem przez ten czas wypić całe piwo. Wyszedłem na korytarz i szybko znalazłem się przy śmietniku w kuchni do którego wrzuciłem butelkę. Wchodząc z powrotem na korytarz zauważyłem przez niedomknięte drzwi salonu, w którym mama sypia, że śpi więc postanowiłem je domknąć. Przez korytarz do mojego pokoju przeszedłem na palcach. Podszedłem do mojej szafy i wyciągnąłem z niej szare dresy i czyste bokserki. Zamknąłem szafę by starać się zrobić jak najmniej hałasu i skierowałem się do łazienki. Zapaliłem światło do pomieszczenia i zamknąłem za sobą drzwi. Spojrzałem w swoje odbicie i przetarłem twarz dłońmi. Nie chciałem za długo wpatrywać się w lustrze bo skończyło by się to wyrzutami sumienia przez to jakim potworem jestem albo co gorsza, zbiciem go. Odkręciłem kran i jedną ręką pochlapałem twarz wodą ponieważ na drugiej nadal miałem ten cholerny bandaż. Zdrową ręką sięgnąłem po najbliżej wiszący ręcznik i przetarłem nim twarz, aby ja osuszyć. Kiedy umyłem zęby i przebrałem się we wcześniej uszykowany strój, odwinąłem delikatnie zakrwawiony bandaż który sam sobie dziś założyłem, i wrzuciłem go od razu do kosza stojącego obok toalety.
Ręka piekła mnie niemiłosiernie. Kiedy zbiłem to lustro, wróciłem na chwile do domu chociaż po to aby wyjąc odłamki szkła i niechlujnie owinąć dłoń. Tym razem musiałem zrobić to porządnie aby nie wdarły się żadne zakażenie, ponieważ nie ma nic gorszego niż wizyta w naszym miejskim szpitalu.
Zdrowa ręka pogrzebałem trochę w górnych szafkach nad zalewem, w celu zlokalizowania małej, białej buteleczki z woda utleniona. Kiedy wyczułem ja pod palcami, odkręciłem mała zakrętkę i podstawiając dłoń nad zlew, objąłem ja zimna cieczą, z której momentalnie wytworzyła się piana w kontakcie z moimi ranami. Syknąłem cicho z bólu ale przeżywałem gorsze rzeczy.
Kiedy rana była wystarczająco oczyszczona, wyciągnąłem z szafki nowy bandaż, zapakowany jeszcze w białe opakowanie z pomarańczowym napisem "bandaż elastyczny". Zanim jednak odwinąłem rękę białym materiałem musiałem podłożyć na moje knykcie biała gazę aby zapobiec ponownemu przeciekami krwi która mogłaby się zacząć sączyć pod wpływem naciągnięcia czy czegokolwiek. Przeciętny człowiek poszedł by z takimi ranami do szpitala, od razu dając rany do szycia ze względu na ich głębokość i rozmiar powierzchniowy. Ja nie jestem każdy, a nie takie rzeczy mi się już zdarzyły. Gdyby jednak coś się działo obstawiam, że moja mama sama prędzej odprowadziłaby mnie pod drzwi kliniki.
Przyglądając się ostatni raz mojej opatrzonej dłoni, wyrzuciłem papierki do kosza i opuściłem pomieszczenie, zabierając za sobą moje ubrania, które wcześniej z siebie zrzucałem zamieniając je na luźne dresy. Po cichu na palcach przemknąłem do swojego pokoju i rzuciłem ubrania trzymane w ręce na podłogę, nawet nie patrząc gdzie je kładę. Dopiero co mama zrobiła tu porządek, ale już z góry było to założone, że po dwóch dniach już go nie będzie.
- Nareszcie - powiedziałem kładąc się na swoim łóżku i przykrywając ciepła kołdra.
Ten dzień był na prawdę ciężki i irytujący. Czując miękki materac pod swoim ciałem oraz ciepła kołdrę która odkrywała mnie, automatycznie zamknąłem oczy czując się jakbym był w siódmym niebie.
Kiedy otworzyłem na chwile oczy, mój wzrok powędrował na nie wielki katolicki krzyż powieszony nad drzwiami mojego pokoju. Kładąc lewa rękę na sercu wykonałem znak krzyża. Nie wyobrażam sobie pójścia spać bez choćby odnowienia w myślach modlitwy do Pana.
Moja rodzina od zawsze była bardzo religijna. Cdziedzielna msza święta, obchodzone święta i inne zwyczaje. Od małego wychowywałem się w ten sposób. I choć wiem ze może moja praca nie przekonuje o tym ze chodzę do kościoła to i tak nie mam innego wyboru.
Kiedy cicho w myślach odmówiłem modlitwę, przekręciłam się na drugi bok, przez co mój materac lekko zaskrzypiał, i zamknąłem oczy szybko zasypiając.
Carly POV :
Wczorajszy dzień był jednym z tych gorszych. Tyle się wydarzyło, że atrakcji starczy mi na cały rok. Kiedy rano się obudziłam, głowa niemiłosiernie mnie bolała, myślałam ze zaraz mi pęknie.
Dzisiejszej nocy spalam w jednym łóżku z Emsy, która zapewne czuwała nade mną póki nie zasnęłam. Odkąd zatrzasnęła drzwi przed nosem Justina nie mogłam się pozbierać. To dla mnie za wiele, może dla innych to nic takiego kiedy chłopak dotyka ciała dziewczyny, lecz dla mnie kojarzyło się to tylko z jednym, nieprzyjemnym wspomnieniem.
Wstałam cicho z łóżka aby nie obudzić siostry i udałam się do łazienki. Przed wyjściem z pokoju podeszłam do szafy i wyciągnęłam z niej parę czarnych legginsów ze skórzanymi, pikowanymi łatami na kolanach i biała koszulkę. Otwierając drugie skrzydło szafy wyciągnęłam z niej wisząca na wieszaku i ładnie wyprasowana ciemnozielona koszule w kratkę. Nachyliłam się i wyciągnęłam z dolnej szuflady czysta bieliznę. Na palcach szybko przebiegłam przez pokój i zamknęłam się w łazience. Było na dworze jeszcze szarawo, a ja musiałam szykować się do szkoły.
Stanęłam przed lustrem ze spuszczona głowa, nie chcąc wiedzieć jak wyglądam w obecnej chwili. Spodziewałam się opuchniętych oczu i całych poplątanych włosów. Wzięłam głęboki oddech i spojrzałam w swoje odbicie. Tak jak się spodziewałam, wyglądam jak kawałek gówna. Włosy bardziej poplątane niż wczoraj kiedy ostatni raz się widziałam, a oczy jeszcze bardziej podpuchnięte niż się spodziewałam. Szybko chcąc zrobić coś ze sobą, odkręciłam kurek z zimna woda i opłukałam porządnie nią twarz, później odświeżając ją moim ulubionym cytrusowych peelingiem.
Po oczyszczeniu twarzy zaczerwienione policzki przybrały naturalny kolor, a oczy stały się mniej napuchnięte. Będę musiała jeszcze potem je zatuszować jakoś makijażem- pomyślałam ściągając z siebie swoją piżamę. Ze względu na chłód jaki panował w łazience dzięki otwartymi przez cała noc oknu, szybko weszłam do kabiny prysznicowej i odkręciłam kran, puszczając na moje ciało prawie gorąca wodę.
Po raz pierwszy od wczoraj poczułam się odprężona. Moje ciało w końcu się rozluźniło, a ja czułam się normalnie. Nie mogę dać się wyprowadzić tak łatwo z równowagi, tym bardziej takiemu dupkowi jakim jest Justin. Jest on w River Gardnes od niedawna i musi zostać tu przynajmniej jeszcze dwa miesiące. Nie mam pojęcia jak to wytrzymam ale chyba będę go ignorować. Nie mam zamiaru w ogóle z nim rozmawiać a co dopiero spotykać się gdzie indziej niż w domu opieki. Trochę obawiam się czy mi się uda ale muszę być silna. Nie jestem pewna jak to wszystko się potoczy ale nie mogę pozwolić aby sytuacja z wczoraj powtórzyła się. Może najlepszym rozwiązaniem jest go unikać?
Kiedy umyłam swoje ciało truskawkowym żelem, i włosy jednym z moich ulubionych szamponów, zakręciłam wodę i owijając się ręcznikiem wyszłam z małej kabiny. Wpierw wytarłam włosy świeżym ręcznikiem a później wysuszyłam je suszarka. Kiedy moje brązowe, lekko napuszone włosy ułożyła się swobodnie, delikatnymi falami na moich ramionach, wytarłam reszta ciała i ubrałam swoje uszykowany ubrania.kiedy byłam już mniej więcej gotowa, musiałam zrobić coś jeszcze z podpuchniętymi oczami.
Wyciągnęłam z dolnej szafki swój podkład antyalergiczny i nałożyłam go na moja twarz w cienkiej warstwie, aby nie zrobić przypadkiem efektu maski. Przetarłam później twarz specjalna gąbeczką aby było równo i delikatnie sypkim pudrem przypudrowałam moje oczy aby nie było widać sińców pod nimi. Podkręciłam rzęsy ulubiona maskara firmy maybelline i chwytając swoją piżamę wyszłam z pomieszczenia.
Emily ciągle spała, przytulona do jednej z moich poduszek. Jej lekcje zaczynały się dziś po dziewiątej wiec nie było sensu jej wcześniej budzić. Położyłam moja piżamę pod poduszkę na drugim końcu łóżka i przykryłam siostrę bardziej, ciepła kołdra.
- Co? - mruknęła pod nosem Emsy, na co pogłaskałam ja po potarganych włosach.
- Ja wychodzę do szkoły, a ty śpij - powiedziałam szeptem i odeszłam od niej szykująca swoje książki, i wyrzucając je do czarnej torebki.
Byłam gotowa, wiec cicho opuściłam pomieszczenie schodząc po schodach. Na dole było cicho, a rodzice jeszcze nie wrócili. Poszłam do kuchni i wyciągnęłam z owocowego koszyka, który stał na blacie w rogu pomieszczenia, jedno jabłko i wygryzłam się w nie. Wyciągnęłam również z lodówki jedna mała butelkę wody i schowałam ją do torebki, która zawiesiłam na zgięciu swojego łokcia. Kiedy byłam już gotowa, podeszłam tylko do lustra aby się w nim przejrzeć.
Wszystko wyglądała idealnie, czarne spodnie pasowały do białej koszulki, a zielona kraciasta koszula idealnie pasowała do wszystkiego. Mogłabym powiedzieć ze wyglądałam ładnie, tylko kiedy mój wzrok przejechał po moich rękach zamarłam. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi ale teraz to było jedyne co rzucało się w oczy. Nadgarstku pokryte były fioletowymi śladami, które przypominały kształt dłoni. Wyciągnęłam lewa dłoń przed siebie patrząc w prost na nią, nie na odbicie w lustrze. Potarłam lekko palcem wskazującym prawej ręki po śladach i nie mogłam uwierzyć. Siniaki były lekko wypukłe a każde, nawet drobne dotknięcie sprawiało nie mały ból. Nie miałam pojęcia co mam z tym zrobić, nie wiedziałam jak mam to zakryć. Odkładając torebkę na wysepkę kuchenna udałam się po cichu do swojego pokoju i podeszłam do swojej toaletki, w której trzymałam rożne bransoletki. Starając się nie obudzić śpiącej szatynka, po cichu wyciągałam po jednej bransoletce i układałam je na blacie biurka aby zobaczyć która z nich będzie pasować najbardziej. W końcu zdecydowałam się na kilka drobnych łańcuszków. Założyłam je szybko na nadgarstku, choć i tak nie do końca zakrywały one widoczne ślady.
-Cholera - mruknęłam sama do siebie pod nosem.
Do rozpoczęcia lekcji pozostało mi około dziesięciu minut, co i tak było mało aby dojść na miejsce. Mój rower wczoraj został w River Gardens co oznaczało ze choć tak bardzo nie chciałam tam dziś iść musiałam go stamtąd zabrać. Zbiegałam szybko po schodach i opuściłam dom, zgarniając z kuchni moja torebkę.
Wczoraj nie przejmowalam sie tym ze nie wzięłam mojego roweru, lecz teraz mentalnie sie za to karciłam, ponieważ musiałam iść pieszo do szkoły. Nie miałam daleko ale normalnym tempem zejdzie około dziesięciu minut. Spojrzałam na swoj nadgarstek gdzie obok srebrnych założyłam zegarek. Wskazywał on 7:47 prze co musiałam sie troche pospieszyć aby dojść na czas i nie spóźniać sie na pierwsza lekcje, która była fizyka.
Ulice Stratford o tej godzinie zazwyczaj sa jeszcze spokojne, ze względu na to ze jego mieszkańcy to starsi, lub w średnim wieku ludzie. Spokojna okolica jest czymś do czego uciekają, ale za to wieczorami, a szczególnie w weekendy dają o sobie znac rownież młodsi mieszkańcy. Kilka przecznic od mojej szkoły znajduje sie kilka klubów, w bardziej biednej okolicy. Musze przyznać ze nigdy tam nie byłam, i nigdy nie byłam na żadnej prawdziwej imprezie, o której mówi cała szkoła.
Droga do szkoły minęła dość szybko. Kiedy przekraczała bramę szkoły zadzwonił dzwonek oznaczający ze wlasnie lekcje sie zaczęły. Chwytając ramie swojej torby aby mi sie nie zsuneła, przebiegłam szybko przez trawnik do wejścia szkoły i wbiegałam na niskie schodki, po czym ruszyłam w kierunku sali, w której mam lekcje. Korytarze były całkowicie puste, a moja klasa juz dawno weszła do pomieszczenia lekcyjnego. Zanim jednak miałam zapukać i wejść do środka zatrzymałam sie na chwile. Poprawilam rozwiane włosy, sprawdziłam czy nie widać moich sińców na nadgarstkach i odetchnęłam głośno.
- Dzien dobry, przepraszam na spóźnienie - weszłam do klasy, uprzednio pukając.
Słyszałam ciche szepty. Pierwszy raz sie spóźniłam. Wszystkie pary oczu skierowane były w moja stronę, co przyprawiało mnie tylko o zawrót głowy. Nie lubiłam byc w centrum uwagi. Pani Melt była irytująca nauczycielką, jak chyba każdy nauczyciel w tej szkole.
-Jaki był powód twojego spóźnienia panienko Johnson? - Wyjrzała zza swoich okularów stojąc przy tablicy i pisząc jakies wzory, których pewnie dzisiaj bedziemy sie uczyć.
- Em.. Um.. Po prostu.. Zaspałam. - Ledwo co wydusiłam z siebie jakiekolwiek słowo bo czułam jak cała klasa wypala mi dziury spojrzeniami.
Nauczycielka zmierzyla mnie wzrokiem i kazała mi zając ławkę co zrobiłam odrazu.
Usiadłam na moje codzienne miejsce i cicho sapnęłam. Wszystkie ławki w naszej klasie są pojedyncze bo dyrektor stwierdził, ze nasza klasa jest gadatliwa i przez to dostajemy słabe oceny. Oczywiście, że cała klasa zaprzeczała i wykłócała się o przywrócenie starych, skrzypiacych, podwójnych ławek, ale jeśli dyrektor się na coś uprze nie ma możliwości zmian.
Zanim zdążyłam sięgnąć do torebki po wszystkie potrzebne mi przedmioty na tej lekcji poczułam, że ktoś szturcha moje ramię. Odwróciłam się by ujrzeć moją brązowowłosą przyjaciółkę, Brooke.
- Czy ty się właśnie spóźniłaś na lekcje? - Spytała mnie z wymalowanym na twarzy chytrym uśmieszkiem.
Brooke znam od kiedy przyszłam do tej szkoły. Na początku roku szkolnego chodziłam sama, siedziałam zawsze w odosobnieniu, ale nigdy nie zwróciłam uwagi, że brunetka jest zupełnie taka jak ja. Ma dobre oceny i jak ja, nie za bardzo lubi się wyróżniać z tłumu. Jest jedną z najpiękniejszych dziewczyn jakie znam. Ma kasztanowe włosy, które opadają kaskadami na jej plecy i ramiona, głęboko brązowe oczy, które czasem nawet mogą wydawać się czarne. Jej pełne malinowe usta idealnie pasują do jej owalu twarzy i drobnego noska. Ma nieziemską figurę, prawie jak moja siostra tylko, że Brooke jest od niej wyższa o jakieś siedem centymetrów.
-Ugh, daruj sobie. - Wywróciłam teatralne oczami cały czas będąc odwrócona do brunetki.
- Daruj sobie?! Nigdy się nie spóźniasz, nawet nastawiasz budzik godzinę przed wyjściem do szkoły żeby tak się nie stało! - Cicho wykrzyczała przez co się zaśmiałam. Otworzyłam usta by jej odpowiedzieć ale pani Melt mi przeszkodziła.
- Pogaduszki zachowajcie na przerwę. - Powiedziała tym swoim irytującym głosem na drugim końcu klasy i powróciła do pisania czegoś na tablicy kredą.
Nie miałam problemów z rozwiązywaniem zadań na fizyce, doskonale znałam wszystkie wzory, dzięki czemu nie było dla mnie zadań nie do rozwiązania na naszym poziome. W brew pozorom ten przedmiot był na prawdę znośny ale do ulubionych na pewno ich nie zaliczę. O stokroć wolałam już język angielski który miałam już za chwile.
Kiedy robiłam już czwarte zadanie w przód przed cała klasa, zadzwonił dzwonek, a ja byłam strasznie zadowolona z tego ze przez to nie będę miała zadania domowego. Chwyciłam książki j zeszyt i wyszłam z klasy.
- Carly! - usłyszałam za sobą i zobaczyłam Brooklyn biegnąca w moja stronę - Powinnaś za mną zaczekać. - jęknęła.
- Carly! - usłyszałam za sobą i zobaczyłam Brooklyn biegnąca w moja stronę - Powinnaś za mną zaczekać. - jęknęła.
- Przepraszam - cicho opowiedziałam i ruszyłam w kierunku swojej szafki. Brunetka podążała za mną, mając swój "schowek na książki" zaraz obok mojego.
- Co się z tobą dzieje Carly ? - zapytała patrząc w moja stronę.
- Co się z tobą dzieje Carly ? - zapytała patrząc w moja stronę.
- Nic się nie dzieje, a co ma się dziać? - zapytałam udając głupia, i momentalnie schowałam swoje nadgarstki, zasłaniając je rękawami swojego ubrania.
- Zachowujesz się trochę dziwnie - mruknęła, mierząc mnie swoimi brązowymi oczami.
Ignorując jej słowa szybko podeszłam do swojej szafki na drugim końcu korytarza i wykręciłam w niej czterocyfrowy kod. Włożyłam podręcznik i zeszyt od fizyki do środka i w zamian wyciągnęłam zeszyt od angielskiego. Szafka zatrzasnęła się z głośnym hukiem. Moja przyjaciółka stała po mojej prawej stronie przeszywając mnie wzrokiem.
-Powiesz mi co się dzieje? - nie chciała dać mi spokoju co potwierdzało tylko fakt, że jest na prawdę uparta.
- Mowie, że nic. Dziś po prostu zaspałam - powiedziałam po raz kolejny, lekko się irytujący ciągłymi pytaniami Brooklyn.
Nie gadając już o tym więcej, udałyśmy się pod sale gdzie miałyśmy następna lekcje. Na korytarzu wszyscy uczniowie rozmawiali i śmiali się, stając w większych grupkach. Odkąd pamiętam zawsze byłam tylko ja i Brooklyn, nikt nigdy się z nami nie zadawał, zawsze byłyśmy samotne. Nie przeszkadzało mi to w żadnym stopniu. Wręcz się z tego cieszyłam. Zero niepotrzebnych kłótni, tylko my dwie. Udałyśmy sobie i mówiliśmy sobie o wszystkim, ale dziś było trochę inaczej. Bałam się jak zareaguje ale w końcu i tak się dowie.
Angielski minął bardzo szybko. Przez cała lekcje rozmawialiśmy tylko o jakichś pisarzach - nic ciekawego. Kolejne lekcje minęły podobnie. Przez większość z nich byłam nieobecna myśląc nad wydarzeniami z wczoraj i nie tylko. Nerwowo cały czas zakrywałam swoje nadgarstki kawałkami swojego ubrania i biżuteria którą założyłam rano. Brooklyn już później nie dopytywała się czy coś się dzieje. Tak bardzo nie chciałam jej okłamywać.
Jak usłyszałam ostatni dzwonek automatycznie wręcz poderwałam się ze swojego krzesełka i spakowałam książki do torebki przerzuconej na ramie. Brooky wyszła razem ze mną.
- Mam już dość tej szkoły - jęknęła idąc za mną.
- Uwierz mi, ja tez - żachnęłam od niechcenia - Musze jeszcze iść do River Gardens - tak bardzo nie miałam ochoty tam iść. Nie miałam zamiaru siedzieć do pozna. Zapomniałam mojego roweru, no i musiałam zameldować się u Betty ze wszystko jest okay. Drogę
- Jak wrócisz to zadzwoń, może gdzieś wyjdziemy co? - brunetka miała dziś dobry humor, czego nie mogłam powiedzieć o sobie. Nie miałam ochoty włóczyć się nigdzie.
- Wiesz, nie mam humoru ale może jutro, okay? - mrugnęłam i uśmiechnęłam się blado żeby się nie gniewała.
- Um, okej. Jak chcesz. - Poprawiła torbę na ramieniu i wyciągnęła swój telefon sprawdzając godzinę. Szłyśmy jeszcze kilka metrów aż w końcu usłyszałyśmy klakson samochodu. Momentalnie się odwróciłyśmy i zauważyłyśmy jak jej mama podjeżdża na parking szkolny.
- Idę, jak coś to dzwoń, do jutra skarbie.- Pożegnała się ze mną przyjacielskim buziakiem w policzek na co się lekko uśmiechnęłam.
- Pa! - Gdy odchodziła jeszcze raz się odwróciła więc jej pomachałam. Obserwowałam jak wsiada do auta i uśmiechnęłam się do jej mamy, której również pomachałam. Z mamą Brooky mam dobry kontakt bo tak się składa, że nasze mamy są bliższymi koleżankami więc nie muszę mówić czegoś typu "Dzień dobry pani Evans".
Muszę iść do River Gardens, cholera. Odgarnęłam włosy z twarzy, które zawiał na nią wiatr i podążyłam moją ścieżką. Po jakiś dwóch minutach znudziła mi się droga bez muzyki w uszach więc bez zatrzymywania się otworzyłam torebkę w poszukiwaniu telefonu i słuchawek "zapasowych", które zawsze nosze w torebce. Jak zawsze kabelek był poplątany więc szybkimi ruchami go odplątałam i wsadziłam w odpowiednie miejsce. Odblokowałam telefon i włączyłam muzykę, która od razu zaczęła dudnić w moich uszach aż za bardzo więc trochę ściszyłam. W uszach pobrzmiewała mi jedna z nowych piosenek Miley Cyrus.
Skręciłam kilka razy w prawo, przeszłam na światłach chyba 5 razy i w końcu wykonałam ostatni skręt w lewo. Gdy stanęłam przy furtce wzięłam głęboki oddech.
Bałam się, że on tam będzie, a to właśnie przez niego dzisiaj nie chce być w River Gardens. Wszystko się zepsuło przez niego. Nie mam już tak dużej ochoty przychodzić tutaj jak kiedyś, bo on zawsze sprawia, że jestem zakłopotana i roztargniona. Przez niego jeszcze się spóźniłam pierwszy raz na lekcje i dostałam pierwszą uwagę w całym moim życiu. Brzydzę się go, jest taki jak każdy facet tylko, że bardziej natarczywy. Jeżeli do dzisiaj spotkam w River Gardens po prostu zacznę uciekać, taki mam plan. Mam wielkie nadzieje, że nie będzie go w okolicach kuchni albo szopy, w której zostawiłam rower
Ostrożnie otworzyłam duże drzwi domu i zauważyłam parę starszych pań, które od razu grzecznie przywitałam. Podczas mojego krótkiego spaceru w stronę kuchni powiedziałam z dwadzieścia "dzień dobry" i te dwadzieścia razy próbowałam być jak najmilsza pytając czy w czymś nie pomóc. Weszłam po cichu do kuchni, z której było słychać lejącą się wodę. Betty była odwrócona do mnie tyłem w dodatku nuciła coś i kręciła tyłkiem jak zawsze gdy jest sama. Zachichotałam wystarczająco głośno by odwróciła się z przerażeniem w oczach.
- Boże Carly przestraszyłaś mnie! - Złapała się za serce jedną ręką a drugą podpierała o blat. Zaśmiałam się i uśmiechnęłam lekko.
- Przyszłam tylko by poinformować Cię, że dzisiaj biorę sobie wolne. - Przygryzłam wargę bo na prawdę nie byłam w humorze by się tłumaczyć dlaczego, po prostu chciałam już opuścić to miejsce. Betty podeszłą do mnie ze zmartwioną miną.
- To przez Justina prawda? - Moja mina zrzedła, nie chciało mi się już udawać, że wszystko okej, że mnie to co zrobił nie ruszyło. Ze smutną miną skinęłam głową "na tak". Bez słowa objęła mnie ramionami. Jestem bardzo emocjonalną osobą, czego nie potrafię ukryć więc od razu zaczęłam szlochać jej w ramię. Pocierała ręką moje plecy.
- Cii.. będzie dobrze.. - Po kilku minutach dopiero się uspokoiłam i wyszłam z jej objęć. Mogę się założyć, że wyglądałam okropnie. Betty uśmiechnęła się lekko.
- Idź do domu i przyjdź kiedy będziesz już w stanie, a tego dzieciaka nieźle skarcę. - Pokręciła głową z dezaprobatą.
- Nie, nie mów mu nic.. - Przeszedł mnie ten niewygodny dreszcz gdy pomyślałam sobie co mógłby zrobić gdyby się dowiedział, że komuś powiedziałam. Betty chciała coś powiedzieć ale jej przerwałam.
- Proszę Cię o jedno, udawaj, że mnie tu nie było. - Przełknęła gule w gardle.
- Ale..- Zaczęła.
- Żadnego ale na prawdę nie chce mieć więcej kłopotów przez jakiegoś idiotę. - Znowu jej przerwałam, to zupełnie nie w moim stylu. - A teraz idę, cześć. - Rzuciłam i mocno pchnęłam drzwiami nie czekając na odpowiedź.
Zachowałam się okropnie, nigdy wcześniej nie odważyłabym się czegoś takiego zrobić, nawet Betty. Szłam korytarzem chcąc jak najszybciej dotrzeć do wyjścia. Gdy już do niego dotarłam ucieszyłam się, że nie spotkałam nikogo, tym bardziej Justina.
Co jeśli Betty na prawdę mu powie? Będę miała przerąbane.. Pewnie zgwałci mnie, zabije i zakopie głęboko pod ziemią. Kocham ją ale przysięgam jeżeli mu coś powie, nie przyjdę już nigdy w życiu do River Gardens.
Trzasnęłam drzwiami i podbiegłam do brązowej szopy, w której mam pozwolenie na zostawienie roweru. Gdy szarpnęłam drzwiczki szafy zobaczyłam mój rower, który stał tak jak go wcześniej zostawiłam. Po minucie już zamknęłam małe pomieszczenie i wsiadłam na rower chcąc opuścić posiadłość. Odetchnęłam z ulgą gdy wjechałam na dość ruchliwą ulicę, wiedziałam, że teraz nie spotkam Justina. Znowu włożyłam słuchawki w uszy i włączyłam losową piosenkę. Nie śpieszyło mi się do domu, do czasu aż nie zaburczało mi w brzuchu. Przyśpieszyłam kroku,a muzyka w moich uszach ciągle rozbrzmiewała. W ciągu 3 piosenek zdążyłam dojść do domu. Przeszłam przez furtkę zauważając auto mamy przy garażu naszego domu i podążyłam do drzwi wejściowych, które nie były zamknięte więc je otworzyłam. Przywitał mnie zapach frytek, ryby i jakiegoś sosu.
- Jestem w domu!- Krzyknęłam zrzucając moją czarną torebkę z ramienia i zdejmując kurtkę. Usłyszałam jak łapki Chuka uderzają o posadzkę i zauważyłam go wyłaniającego się z kuchni. - Hej mały. - Ukucnęłam i pogłaskałam go po główce na co on jeszcze bardziej kiwał ogonem.
- Skarbie, chodź spróbować ryby!- Zawołała mnie mama z innego pomieszczenia. Wstałam na równe nogi i niechlujnie zdjęłam buty po czym poprawiłam ubranie i naciągnęłam rękawy by zasłaniały mi te nieszczęsne nadgarstki. Pomaszerowałam do kuchni i zauważyłam mamę, która miała na sobie kuchenny fartuszek. Otworzyła piekarnik i wyciągnęła z niego 3 zapakowane w folię ryby, które szybko odłożyła na blat.
- Pachnie nieźle. - Zapach ryby znowu zawitał w moich nozdrzach, tym bardziej mocniej niż gdy wchodziłam do domu. Ostrożnie odwinęła folię ujawniając jasno różową rybę. Od razu podeszłam do odpowiedniej szufladki, z której wyciągnęłam widelec i w sekundę znalazłam się z powrotem przy blacie. Delikatnie wybrałam mały kawałek ryby i nałożyłam na widelec, który chwile później znalazł się w mojej buzi.
- Przepyszny. - Powiedziałam delektując się smakiem łososia. Mama cicho zachichotała.
- Sos koperkowy jest też prawie gotowy. - Uśmiechnęła się odwracając z powrotem do garnka, w którym gotował się mój ulubiony dodatek do tej ryby. Zanim zdążyłam coś powiedzieć usłyszałyśmy trzaśnięcie drzwi i już wiedziałam, że to moja siostra.
- Ta szkoła jest jakaś chora! - Tak, to Emily. Zaśmiałam się pod nosem, podobnie mama i poszłam na korytarz by porozmawiać z Emsy.
- Hej.- Powiedziałam opierając się o ścianę i krzyżując ręce na piersiach. Rozwiązywała swoje białe conversy, które w sumie są już prawie szare przez to, że nie umie utrzymać ich w czystości.
- Hej siostrzyczko. - Uniosła głowę i wyprostowała się po czym próbowała się uśmiechnąć ale wyszedł z tego jakiś grymas. Skrzywiłam się widząc jej wory pod oczami, nie wyspała się przeze mnie.
- Wszystko w porządku? - Podeszłam do niej i ogarnęłam jej miękkie włosy za ucho. - Przepraszam.- Poczułam, że to moja wina, że przeze mnie się nie wyspała i pewnie strasznie stresowała.
- Za co? - Spytała zdziwiona.
- Za te wszystkie problemy, wiesz.. - Przerwała mi mama, która wyjrzała zza rogu.
- Ooooobiad gotowy! - Usłyszałyśmy jej melodyjny głos.
- Co dzisiaj na obiad? - Zapytała mnie Emily.
- Nasze ulubione! - Uśmiechnęłam się szczerze pierwszy raz dzisiaj. Od razu się zerwała i pobiegła do kuchni co przyprawiło mnie o śmiech. Ona zawsze powoduje, że się śmieje, czasami nawet zrobi najgorszą lub najgłupszą rzecz żebym tylko się zaśmiała.
Poszłam jej krokami do kuchni, w której zauważyłam 3 talerze na stole. Podeszłam do swojego stałego miejsca i je zajęłam. Przyjrzałam się posiłkowi, łosoś polany sosem koperkowy obok frytki i jakaś surówka. Sięgnęłam po widelec i zauważyłam, że zaczynam posiłek ostatnia, Emily już zajadała się łososiem, który był na jej talerzu. Zachichotałam i zaczęłam spożywać posiłek.
Po zjedzeniu obiadu razem z mamą i siostrą postanowiłam wyjść z Chukiem bo jeszcze nie był na dworze. Poszłam na korytarz i podniosłam z ziemi moją torebkę po czym pomaszerowałam na górę do swojego pokoju. Zatrzasnęłam drzwi od swojego pokoju i położyłam torebkę na biurko. Podeszłam do szafy by wyjąć biały top, jasno szarą bluzę rozpinaną i czarne legginsy. Szybko przebrałam się w pokoju bo nie chciało mi się iść do łazienki. Gdy założyłam bluzę i podwinęłam rękawy zauważyłam, że nadal mam tone bransoletek na rękach. Nie lubię biegać z jakimikolwiek dodatkami na rękach czy włosach, jest mi wtedy po prostu niewygodnie. Zdjęłam wszystkie bransoletki i odłożyłam je do odpowiedniego pudełeczka na mojej toaletce i sięgnęłam gumkę do włosów z innego. Podeszłam do mojego lustra i związałam włosy w wysoki koński ogon, przejrzałam się w nim ostatni raz i wyszłam z pokoju biorąc moje słuchawki z szafki nocnej obok łóżka. Stojąc już przy schodach naciągnęłam rękawy bluzy co nie było tak trudne ponieważ bluza była dość duża. Zbiegłam ze schodów i zawołałam Chuka, który od razu znalazł się przy mojej nodze.
- Idziemy pobiegać psiaku. - Pogłaskałam go po główce na co zaczął kiwać ogonem.
- Hej, gdzie idziesz? - Usłyszałam głos siostry więc uniosłam głowę i zobaczyłam jak stoi kilka metrów przede mną z opakowaniem ciastek czekoladowych.
- Pobiegać z Chukiem, a ty się nie najadłaś czy co? - Zachichotałam na co ona wywróciła oczami i wepchnęła ciastko do buzi.
- Pewnie też byś chciała. - Uśmiechnęła się szyderczo.
- Nie dziękuję. - Zaśmiałam się cicho i pokazałam jej język. Wiem dziecinnie, ale my zawsze się tak zachowujemy.
- Uważaj na siebie, ściemnia się już. - Poklepała mnie po ramieniu i pobiegła po schodach.
- Wiem, pa! - Pożegnałam się z nią gdy zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Podążyłam korytarzem do miejsca, w którym zawsze zostawiam smycz i obrożę Chuka, a gdy ją znalazłam nałożyłam ją na niego.
- Idę biegać z Chukiem, będę za godzinę! - Poinformowałam mamę, która oglądała jakąś telenowele w telewizji.
- Okej, pa! - Odpowiedziała mi mama. Ubrałam moje buty do biegania czyli moje ulubione nike i wyszłam z domu wraz z psem. Gdy już nie byliśmy na naszej posesji wyciągnęłam z kieszeni słuchawki od razu podłączając je do telefonu. Gdy muzyka rozbrzmiała w moich uszach zaczęłam biec z Chukiem u mojego boku.
- Um, okej. Jak chcesz. - Poprawiła torbę na ramieniu i wyciągnęła swój telefon sprawdzając godzinę. Szłyśmy jeszcze kilka metrów aż w końcu usłyszałyśmy klakson samochodu. Momentalnie się odwróciłyśmy i zauważyłyśmy jak jej mama podjeżdża na parking szkolny.
- Idę, jak coś to dzwoń, do jutra skarbie.- Pożegnała się ze mną przyjacielskim buziakiem w policzek na co się lekko uśmiechnęłam.
- Pa! - Gdy odchodziła jeszcze raz się odwróciła więc jej pomachałam. Obserwowałam jak wsiada do auta i uśmiechnęłam się do jej mamy, której również pomachałam. Z mamą Brooky mam dobry kontakt bo tak się składa, że nasze mamy są bliższymi koleżankami więc nie muszę mówić czegoś typu "Dzień dobry pani Evans".
Muszę iść do River Gardens, cholera. Odgarnęłam włosy z twarzy, które zawiał na nią wiatr i podążyłam moją ścieżką. Po jakiś dwóch minutach znudziła mi się droga bez muzyki w uszach więc bez zatrzymywania się otworzyłam torebkę w poszukiwaniu telefonu i słuchawek "zapasowych", które zawsze nosze w torebce. Jak zawsze kabelek był poplątany więc szybkimi ruchami go odplątałam i wsadziłam w odpowiednie miejsce. Odblokowałam telefon i włączyłam muzykę, która od razu zaczęła dudnić w moich uszach aż za bardzo więc trochę ściszyłam. W uszach pobrzmiewała mi jedna z nowych piosenek Miley Cyrus.
Skręciłam kilka razy w prawo, przeszłam na światłach chyba 5 razy i w końcu wykonałam ostatni skręt w lewo. Gdy stanęłam przy furtce wzięłam głęboki oddech.
Bałam się, że on tam będzie, a to właśnie przez niego dzisiaj nie chce być w River Gardens. Wszystko się zepsuło przez niego. Nie mam już tak dużej ochoty przychodzić tutaj jak kiedyś, bo on zawsze sprawia, że jestem zakłopotana i roztargniona. Przez niego jeszcze się spóźniłam pierwszy raz na lekcje i dostałam pierwszą uwagę w całym moim życiu. Brzydzę się go, jest taki jak każdy facet tylko, że bardziej natarczywy. Jeżeli do dzisiaj spotkam w River Gardens po prostu zacznę uciekać, taki mam plan. Mam wielkie nadzieje, że nie będzie go w okolicach kuchni albo szopy, w której zostawiłam rower
Ostrożnie otworzyłam duże drzwi domu i zauważyłam parę starszych pań, które od razu grzecznie przywitałam. Podczas mojego krótkiego spaceru w stronę kuchni powiedziałam z dwadzieścia "dzień dobry" i te dwadzieścia razy próbowałam być jak najmilsza pytając czy w czymś nie pomóc. Weszłam po cichu do kuchni, z której było słychać lejącą się wodę. Betty była odwrócona do mnie tyłem w dodatku nuciła coś i kręciła tyłkiem jak zawsze gdy jest sama. Zachichotałam wystarczająco głośno by odwróciła się z przerażeniem w oczach.
- Boże Carly przestraszyłaś mnie! - Złapała się za serce jedną ręką a drugą podpierała o blat. Zaśmiałam się i uśmiechnęłam lekko.
- Przyszłam tylko by poinformować Cię, że dzisiaj biorę sobie wolne. - Przygryzłam wargę bo na prawdę nie byłam w humorze by się tłumaczyć dlaczego, po prostu chciałam już opuścić to miejsce. Betty podeszłą do mnie ze zmartwioną miną.
- To przez Justina prawda? - Moja mina zrzedła, nie chciało mi się już udawać, że wszystko okej, że mnie to co zrobił nie ruszyło. Ze smutną miną skinęłam głową "na tak". Bez słowa objęła mnie ramionami. Jestem bardzo emocjonalną osobą, czego nie potrafię ukryć więc od razu zaczęłam szlochać jej w ramię. Pocierała ręką moje plecy.
- Cii.. będzie dobrze.. - Po kilku minutach dopiero się uspokoiłam i wyszłam z jej objęć. Mogę się założyć, że wyglądałam okropnie. Betty uśmiechnęła się lekko.
- Idź do domu i przyjdź kiedy będziesz już w stanie, a tego dzieciaka nieźle skarcę. - Pokręciła głową z dezaprobatą.
- Nie, nie mów mu nic.. - Przeszedł mnie ten niewygodny dreszcz gdy pomyślałam sobie co mógłby zrobić gdyby się dowiedział, że komuś powiedziałam. Betty chciała coś powiedzieć ale jej przerwałam.
- Proszę Cię o jedno, udawaj, że mnie tu nie było. - Przełknęła gule w gardle.
- Ale..- Zaczęła.
- Żadnego ale na prawdę nie chce mieć więcej kłopotów przez jakiegoś idiotę. - Znowu jej przerwałam, to zupełnie nie w moim stylu. - A teraz idę, cześć. - Rzuciłam i mocno pchnęłam drzwiami nie czekając na odpowiedź.
Zachowałam się okropnie, nigdy wcześniej nie odważyłabym się czegoś takiego zrobić, nawet Betty. Szłam korytarzem chcąc jak najszybciej dotrzeć do wyjścia. Gdy już do niego dotarłam ucieszyłam się, że nie spotkałam nikogo, tym bardziej Justina.
Co jeśli Betty na prawdę mu powie? Będę miała przerąbane.. Pewnie zgwałci mnie, zabije i zakopie głęboko pod ziemią. Kocham ją ale przysięgam jeżeli mu coś powie, nie przyjdę już nigdy w życiu do River Gardens.
Trzasnęłam drzwiami i podbiegłam do brązowej szopy, w której mam pozwolenie na zostawienie roweru. Gdy szarpnęłam drzwiczki szafy zobaczyłam mój rower, który stał tak jak go wcześniej zostawiłam. Po minucie już zamknęłam małe pomieszczenie i wsiadłam na rower chcąc opuścić posiadłość. Odetchnęłam z ulgą gdy wjechałam na dość ruchliwą ulicę, wiedziałam, że teraz nie spotkam Justina. Znowu włożyłam słuchawki w uszy i włączyłam losową piosenkę. Nie śpieszyło mi się do domu, do czasu aż nie zaburczało mi w brzuchu. Przyśpieszyłam kroku,a muzyka w moich uszach ciągle rozbrzmiewała. W ciągu 3 piosenek zdążyłam dojść do domu. Przeszłam przez furtkę zauważając auto mamy przy garażu naszego domu i podążyłam do drzwi wejściowych, które nie były zamknięte więc je otworzyłam. Przywitał mnie zapach frytek, ryby i jakiegoś sosu.
- Jestem w domu!- Krzyknęłam zrzucając moją czarną torebkę z ramienia i zdejmując kurtkę. Usłyszałam jak łapki Chuka uderzają o posadzkę i zauważyłam go wyłaniającego się z kuchni. - Hej mały. - Ukucnęłam i pogłaskałam go po główce na co on jeszcze bardziej kiwał ogonem.
- Skarbie, chodź spróbować ryby!- Zawołała mnie mama z innego pomieszczenia. Wstałam na równe nogi i niechlujnie zdjęłam buty po czym poprawiłam ubranie i naciągnęłam rękawy by zasłaniały mi te nieszczęsne nadgarstki. Pomaszerowałam do kuchni i zauważyłam mamę, która miała na sobie kuchenny fartuszek. Otworzyła piekarnik i wyciągnęła z niego 3 zapakowane w folię ryby, które szybko odłożyła na blat.
- Pachnie nieźle. - Zapach ryby znowu zawitał w moich nozdrzach, tym bardziej mocniej niż gdy wchodziłam do domu. Ostrożnie odwinęła folię ujawniając jasno różową rybę. Od razu podeszłam do odpowiedniej szufladki, z której wyciągnęłam widelec i w sekundę znalazłam się z powrotem przy blacie. Delikatnie wybrałam mały kawałek ryby i nałożyłam na widelec, który chwile później znalazł się w mojej buzi.
- Przepyszny. - Powiedziałam delektując się smakiem łososia. Mama cicho zachichotała.
- Sos koperkowy jest też prawie gotowy. - Uśmiechnęła się odwracając z powrotem do garnka, w którym gotował się mój ulubiony dodatek do tej ryby. Zanim zdążyłam coś powiedzieć usłyszałyśmy trzaśnięcie drzwi i już wiedziałam, że to moja siostra.
- Ta szkoła jest jakaś chora! - Tak, to Emily. Zaśmiałam się pod nosem, podobnie mama i poszłam na korytarz by porozmawiać z Emsy.
- Hej.- Powiedziałam opierając się o ścianę i krzyżując ręce na piersiach. Rozwiązywała swoje białe conversy, które w sumie są już prawie szare przez to, że nie umie utrzymać ich w czystości.
- Hej siostrzyczko. - Uniosła głowę i wyprostowała się po czym próbowała się uśmiechnąć ale wyszedł z tego jakiś grymas. Skrzywiłam się widząc jej wory pod oczami, nie wyspała się przeze mnie.
- Wszystko w porządku? - Podeszłam do niej i ogarnęłam jej miękkie włosy za ucho. - Przepraszam.- Poczułam, że to moja wina, że przeze mnie się nie wyspała i pewnie strasznie stresowała.
- Za co? - Spytała zdziwiona.
- Za te wszystkie problemy, wiesz.. - Przerwała mi mama, która wyjrzała zza rogu.
- Ooooobiad gotowy! - Usłyszałyśmy jej melodyjny głos.
- Co dzisiaj na obiad? - Zapytała mnie Emily.
- Nasze ulubione! - Uśmiechnęłam się szczerze pierwszy raz dzisiaj. Od razu się zerwała i pobiegła do kuchni co przyprawiło mnie o śmiech. Ona zawsze powoduje, że się śmieje, czasami nawet zrobi najgorszą lub najgłupszą rzecz żebym tylko się zaśmiała.
Poszłam jej krokami do kuchni, w której zauważyłam 3 talerze na stole. Podeszłam do swojego stałego miejsca i je zajęłam. Przyjrzałam się posiłkowi, łosoś polany sosem koperkowy obok frytki i jakaś surówka. Sięgnęłam po widelec i zauważyłam, że zaczynam posiłek ostatnia, Emily już zajadała się łososiem, który był na jej talerzu. Zachichotałam i zaczęłam spożywać posiłek.
Po zjedzeniu obiadu razem z mamą i siostrą postanowiłam wyjść z Chukiem bo jeszcze nie był na dworze. Poszłam na korytarz i podniosłam z ziemi moją torebkę po czym pomaszerowałam na górę do swojego pokoju. Zatrzasnęłam drzwi od swojego pokoju i położyłam torebkę na biurko. Podeszłam do szafy by wyjąć biały top, jasno szarą bluzę rozpinaną i czarne legginsy. Szybko przebrałam się w pokoju bo nie chciało mi się iść do łazienki. Gdy założyłam bluzę i podwinęłam rękawy zauważyłam, że nadal mam tone bransoletek na rękach. Nie lubię biegać z jakimikolwiek dodatkami na rękach czy włosach, jest mi wtedy po prostu niewygodnie. Zdjęłam wszystkie bransoletki i odłożyłam je do odpowiedniego pudełeczka na mojej toaletce i sięgnęłam gumkę do włosów z innego. Podeszłam do mojego lustra i związałam włosy w wysoki koński ogon, przejrzałam się w nim ostatni raz i wyszłam z pokoju biorąc moje słuchawki z szafki nocnej obok łóżka. Stojąc już przy schodach naciągnęłam rękawy bluzy co nie było tak trudne ponieważ bluza była dość duża. Zbiegłam ze schodów i zawołałam Chuka, który od razu znalazł się przy mojej nodze.
- Idziemy pobiegać psiaku. - Pogłaskałam go po główce na co zaczął kiwać ogonem.
- Hej, gdzie idziesz? - Usłyszałam głos siostry więc uniosłam głowę i zobaczyłam jak stoi kilka metrów przede mną z opakowaniem ciastek czekoladowych.
- Pobiegać z Chukiem, a ty się nie najadłaś czy co? - Zachichotałam na co ona wywróciła oczami i wepchnęła ciastko do buzi.
- Pewnie też byś chciała. - Uśmiechnęła się szyderczo.
- Nie dziękuję. - Zaśmiałam się cicho i pokazałam jej język. Wiem dziecinnie, ale my zawsze się tak zachowujemy.
- Uważaj na siebie, ściemnia się już. - Poklepała mnie po ramieniu i pobiegła po schodach.
- Wiem, pa! - Pożegnałam się z nią gdy zniknęła za drzwiami swojego pokoju. Podążyłam korytarzem do miejsca, w którym zawsze zostawiam smycz i obrożę Chuka, a gdy ją znalazłam nałożyłam ją na niego.
- Idę biegać z Chukiem, będę za godzinę! - Poinformowałam mamę, która oglądała jakąś telenowele w telewizji.
- Okej, pa! - Odpowiedziała mi mama. Ubrałam moje buty do biegania czyli moje ulubione nike i wyszłam z domu wraz z psem. Gdy już nie byliśmy na naszej posesji wyciągnęłam z kieszeni słuchawki od razu podłączając je do telefonu. Gdy muzyka rozbrzmiała w moich uszach zaczęłam biec z Chukiem u mojego boku.
Lubiłam biegać z Chukiem, robiłam to zawsze kiedy miałam tylko czas. Przez te wakacje była to moja mała codzienność, mój nawyk. Przez te wszystkie razy mielismy "wybieganą" nasza trasa. Wpierw pełne kółko przez park, a pozniej powrót przez biedniejszą część Stratford.
Tym razem nie miało byc wcale inaczej. Biegłam w rytm muzyki w dół mojej ulicy, trzymając w ręce mocno granatową smycz. Golden dotrzymywał równo mi kroku, wiec nie musiałam zwalniać ani przyspieszać podporzadkowując sie mu. Byliśmy dobrze granymi partnerami.
Na dworze było juz zimno, ze względu na jesień która panowała tu juz od jakiegoś czasu. Kiedy zaczęłam zbliżać sie do parku było to widać co raz bardziej. Kolorowe liście pokrywającej wszystkie alejki, prawie puste korony drzew wznoszące sie nad nami. Musze przyznać ze wyglądało to naprawdę ładnie, biorąc pod uwagę zachodzące w tle słońce.
Stawiałam swoje kroki równo i szybko, uważając aby nie stanąć na żadnej gałęzi ani czymś śliskim. Wolałbym uniknąć wypadku. Chuk rwał sie co raz bardziej do przodu, wiec co chwile przyspieszalam.
W oddali było słuchać głośne chichoty, lecz z każdym krokiem dźwięki stawały sie głośniejsze. Kiedy biegłam na horyzoncie zaczęły pojawiać mi sie ciemne postacie. Kilku chłopaków z kapturach na głowach to zapewne nie najlepsze towarzystwo aby natrafić na nich kiedy robi sie ciemno. Chuliganie albo jacys zbrodnialcy. Dookoła nich unosiła sie wielki kłąb siwego dymu. Delikatnie zwolniłam, chcąc zawrócić i pobiec inna ścieżka ale poczułam silne szarpnięcie smyczy na swoim ciagle bolącym nadgarstku, a pozniej luz.
Kiedy mój wzrok spojrzał w kierunku w którym powinnam trzymać smycz, nie widziałam nic. Beżowa postać psa przemknęła mi przed nosem. Czworonóg biegł w stronę grupki mężczyzn.
- Chuk! Chuk wracaj tu, natychmiast! - Wołałam, krzyczałam lecz on cały czas biegł przed siebie, nawet się nie odwrócił. Zawsze był posłusznym psem, słuchał się i robił różne sztuczki, a przede wszystkim nigdy nie uciekał.
Nie miałam pojecia co mam zrobic - za Chiny tam nie pojde - moje ciało przeszły ciarki na myśl o tym ze musiałabym sie do nich zbliżyć.
- Chuk wracaj! - Krzyknelam jeszcze głośniej z nadzieja ze może usłyszy mnie i zawróci.
Nie miałam pojecia co mam zrobic - za Chiny tam nie pojde - moje ciało przeszły ciarki na myśl o tym ze musiałabym sie do nich zbliżyć.
- Chuk wracaj! - Krzyknelam jeszcze głośniej z nadzieja ze może usłyszy mnie i zawróci.
Usłyszałam śmiechy tych chłopaków, pewnie śmiali się ze mnie. Postanowiłam podejść trochę bliżej chcąc zawołać go jeszcze raz. Kiedy mój pies dobiegł do nich stanął naprzeciwko chłopaka w szarej bluzie, ktory siedział na ławce i zaczął głośno szczekać. Chuk nigdy nie był agresywny wobec ludzi.
- Chuk! - warknelam głośno. Pies spojrzał sie w moja stronę, ale szczekać dalej na nieznanego chłopaka.
Czując ze nie mam innego wyjścia podeszłam kilka kroków bliżej trzech postaci. Do moich nosdrzy dotarł słodki zapach marihuany, ktory unosił sie siwym oparem w powietrzu. Wiedziałam ze niebezpieczne jest podchodzenie bliżej.
Najwyższy z nich, ubrany w szara bluzę chłopak, odepchnął psa noga, sprawiając ze przez chwile Chuk zamilkł. W jego ręce znajdował się jeszcze nie skończony skręt, którego końcówka lekko się żarzyła. Chłopak pchnął noga psa ponownie trochę mocniej, na co ten ugryzł lekko jego nogawek, i zaczął ja szarpać. Ten pies nigdy nie był agresywny.
- Chuk! - krzyknęłam podniecając jeszcze bliżej - Chuk! Co jest z tobą nie tak? - podeszłam do psa chwytając jego granatową smycz do ręki. Cały czas patrząc na psa, który patrzył wprost na osobę siedząca na ławce.
od autorek: No to mamy pełną dziesiątkę! Rozdział pisany był przez nas obie :)
Ten rozdział nie za bardzo należy do najciekawszych ale obiecujemy, że w następnych będzie ciekawiej.
Dziękujemy za polecenie naszych blogów na http://forever-indestructible.blogspot.com/ i http://tlumaczenie-bronx.blogspot.com/ (tak btw to również polecamy te opowiadania)
Komentarze bardzo mile widziane <3 i jedno pytanie do was, czy taka długość rozdziałów jest odpowiednia? :) Kochamy was x. Do następnego!
od autorek: No to mamy pełną dziesiątkę! Rozdział pisany był przez nas obie :)
Ten rozdział nie za bardzo należy do najciekawszych ale obiecujemy, że w następnych będzie ciekawiej.
Dziękujemy za polecenie naszych blogów na http://forever-indestructible.blogspot.com/ i http://tlumaczenie-bronx.blogspot.com/ (tak btw to również polecamy te opowiadania)
Komentarze bardzo mile widziane <3 i jedno pytanie do was, czy taka długość rozdziałów jest odpowiednia? :) Kochamy was x. Do następnego!
Jestem strasznie zaskoczona, w pozytywnym znaczeniu. Bardzo podoba mi sie rozdział a jego długość jest idealna, na prawdę. Mam nadzieje ze jesli Justin nie jestem jednym z oprychow na ławce to ją uratuje :)
OdpowiedzUsuńBoski :) czekam na nn
OdpowiedzUsuńkocham ♥
OdpowiedzUsuńswietny rozdzial;) chcialabym troche dluzsze rozdzialy no ale takie tez sa ok;3
OdpowiedzUsuńCzy Justin kopnął jej psa, czy czytam bez zrozumienia?; D jeśli tak to ja go kopne.. (nie zważajmy na to, ze to tylko postac literacka....)
OdpowiedzUsuńlubię czytać dluuuuuuuugie rozdziały, ale ten tez jest ok. trzymajcie tak dalej! @LifeseverBiebs
OdpowiedzUsuńfghjrtyhjui, najlepsze opowiadani jakie czytałam, serio :)
OdpowiedzUsuńjuż nie mogę doczekać się następnego <3
uwielbiam czytać tego bloga <3
OdpowiedzUsuńRozdział jest długi i na prawdę świetny, ciekawa jestem co sie wydarzy w następnym rozdziale :))
OdpowiedzUsuńStrasznie sie ciesze ze koleżanka poleciła mi tego bloga. Jest cudowny. Jestem ciekawa co sie dalej wydarzy :)
OdpowiedzUsuńjeden z moich ulubionych blogów djsbsbsjsjzbsbabs
OdpowiedzUsuń